Salon sukien ślubnych LAVIE to miejsce, w którym znajdziesz wyjątkowe i najpiękniejsze suknie . Najmodniejsze modele, mnóstwo wzorów dla każdej figury!!! Posiadamy duży wybór sukien ślubnych w dużych rozmiarach (od 34 do 62). Pomożemy ci dobrać tą idealną suknię , w której poczujesz się jak księżniczka.
Wszystkim Przyjaciołom z mojej młodości, z którymi marzyłam, jeździłam na rowerze i bawiłam się w udawanie w piwnicach i sypialniach naszych domów, wcielając się w rolę Mary Tyler Moore albo dziewczyny jednego z braci Osmond. Choć nie widzieliśmy się od kilkudziesięciu lat, nasz wspólny śmiech odbija się nadal echem w moim 1996Heart’s Bend, TennesseePopołudniowy wiatr potargał drzewa oblepione letnią zielenią, przynosząc ze sobą zapach deszczu i popychając ku sobie złowieszcze czarne chmury, przypominające skaliste pasma górskie. Haley, trzymając w ręku wafelek z lodowym czekoladowo-waniliowym zawijasem, spojrzała w niebo i porzuciła rower na skraju parku Gardenia.– Tammy, będzie padać. Pośpiesz się! – Haley zerknęła przez ramię w stronę ich „fortu”, opuszczonego budynku, w którym dawniej mieścił się salon sukien się wiatr i basowy grzmot rozbrzmiał w parku. Haley zadrżała, podkurczając palce stóp w japonkach.– Tammy!– Zaraz! Jeszcze czekam na lody z od samego początku polubiła Tammy, która była najładniejszą dziewczyną w klasie.– To weź zwykłe czekoladowe. – Trzask pioruna przyklasnął propozycji Haley, dorzucając jeszcze liźnięcie błyskawicy dla bardziej dramatycznego efektu.– Ale ja lubię te z polewą.– stojąca przy budce z lodami, wzruszyła tylko ramionami. Z uśmiechem wyciągnęła rękę, kiedy Carter Adams w końcu podał jej gotowe lody przez okienko. Haley nie znosiła Cartera. Przyjaźnił się z jej najstarszym bratem, Aaronem, i za każdym razem, gdy przychodził do ich domu, droczył się z nią i znęcał nad nią, póki nie zaczynała do pokoju wpadała mama: – Haley, na litość boską, bądź cicho. Co tak wrzeszczysz?A czy Aaron kiedyś się za nią wstawił? Albo czy Carter przyznał się, że się nad nią znęcał? Oczywiście, że nie. Kiedy Haley dorośnie, będzie bronić innych. Pomagać ludziom. Wstawiać się za musi mieć pojęcie o samoobronie, kiedy ma czterech starszych braci. Byli w porządku, ale tylko wtedy, kiedy nie zachowywali się jak chłopcy.– Gdzie chcesz iść? – Tammy usiadła na ławce i kiwnęła na Haley, żeby do niej dołączyła. Jednocześnie ostrożnie zlizywała końcówką języka topniejące waniliowe lody, które wyciekały spod czekoladowej polewy. – Idziemy do ciebie? Możemy pograć w „Mario”.– Nie… już grałyśmy. A poza tym, teraz będzie tam jeden z moich braci. – Haley rzuciła okiem za siebie, na ich fort w starym salonie ślubnym. – A może pójdziemy do ciebie?Haley wolała schludny i cichy dom Easonów. Tammy była jedynaczką; miała więc go całkowicie do swojej dyspozycji, łącznie z własną łazienka! Haley musiała dzielić ją z dwa lata starszym Sethem i cztery lata starszym Willem, dlatego mama mówiła, że to łazienka Jasiów i Małgosi. Ale starczało w niej miejsca tylko dla dwóch Jasiów. Pewnego dnia Haley będzie bronić innych i będzie miała całą łazienkę dla siebie. Koniec kropka.– Twoi bracia są mili.– Mili? Pomieszkaj z nimi, a zobaczysz. – Haley zmarszczyła nos. – Są głośni i brzydko pachną. I to ich głowami zagrzmiało i spadło kilka kropel deszczu. W koszyku zawieszonym na rowerze Tammy zapiszczał pager.– To mama – powiedziała, walcząc z topniejącymi lodami, spływającymi po serwetce, w której trzymała wafelek. Sięgnęła po pager. – trójka. Trójka oznaczała: „Uważaj na siebie”. Z reguły pani Eason wysyłała jedynkę, która oznaczała: „Wracaj do domu”.Nad rozległym parkiem w centrum miasta i głównym placem Heart’s Bend zapadła ciemność. Wiatr przygnał ciężkie krople deszczu, a granatowe niebo nagle przeszyte zostało ostrzem poczuła dreszcze. – Schowajmy się lepiej w jakimś bezpiecznym miejscu. Mama będzie mnie później wypytywać.– Chcesz pójść do fortu? – Haley machnęła ręką, wskazując na opuszczony gdyby na jej sygnał niebiosa rozwarły się, wylewając z siebie hektolitry deszczu. Tammy upuściła lody; krzycząc i śmiejąc się porwała swój rower z chodnika.– Chodźmy!– Czekaj na mnie. – Haley, nadal trzymając wafelek w dłoni, wskoczyła na rower i popedałowała, ile sił w nogach, wzdłuż First Avenue. – Juhuuuuuuu! – pochyliła głowę, starając się osłonić przed kłującymi kroplami deszczu, które chłodziły jej rozgrzaną, lepką przez ulicę na czerwonym świetle i wjechała na krawężnik Blossom Street. Porzuciwszy rower w cieniu starego dębu, musnęła dłonią zwisający bluszcz i pognała za Tammy w kierunku werandy na tyłach zderzały się ze sobą, wypowiadając sobie wojnę, wymachując świetlnymi mieczami i skrapiając Heart’s Bend bitewnym potem. Dziewczęta wbiegły na werandę i padły jak długie na drewnianą zerwała się na równe nogi i zawisła na drzwiach, zahaczywszy przedramię o wątłą ramę drzwi z moskitierą.– Cha, cha, cha, teraz nas nie dopadniecie!– Chodź już, wejdźmy do środka! – Tammy w wiadomy sobie sposób poszarpała gałkę, poluzowując zamek tylnych drzwi, i wślizgnęła się do weszła za nią, zatrzymując się przy pomieszczeniu, które mama nazwałaby pokojem kredensowym. Gdy strzepnęła deszcz ze swoich prostych blond włosów, poczuła, że ogarnął ją spokój, który panował w sklepie. Mówił coś do Haley, coś, czego nie rozumiała, ale zdecydowanie czuła. Tak jak zawsze miała wrażenie, jakby znalazła się w nazywał to szóstym zmysłem. Cokolwiek to znaczyło. Haley wiedziała, że istnieje czas, przestrzeń i jeszcze coś, co jest poza widzialnym światem. Ta świadomość była elektryzująca. I jednocześnie przerażająca.– Patrz, nie chce się odczepić. – Tammy, śmiejąc się, machała dłonią przed twarzą Haley, starając się strzepnąć kawałek białej serwetki, który przykleił się do jej oderwała serwetkę od dłoni przyjaciółki i wcisnęła ją do kieszeni. Nie chciała tu śmiecić – w przeciwieństwie do tych, którzy próbowali otworzyć biznes w tym miejscu po zamknięciu salonu sukien ślubnych. Szkoda, straszna szkoda, że ludzie nie potrafili uszanować tego miejsca i wszystkiego, co ono miała dopiero dziesięć lat, ale znała już historie panien młodych, które przewinęły się przez ten sklep, opowieści o pannie Corze i o tym, ile dobrego ona zrobiła. Temu miejscu należał się szacunek.– Pobawmy się w panny młode. – Tammy wbiegła po szerokich, ciężkich schodach. Rzeźbiona i wijąca się poręcz przywodziła Haley na myśl wielki pałac. Tym właśnie był dawniej ten sklep dla Heart’s Bend i dla dziewcząt, które wychodziły za mąż. – Haley, tym razem ty będziesz panną młodą. Stań… tam i zejdź po schodach.– Na antresoli?– Tak, właśnie tam. – Tammy zlizała czekoladę z palców, po czym wytarła dłoń w szorty. – Przypomnij mi, skąd ty wiesz, że to się tak nazywa?– Mama o tym wspomniała, jak oglądałyśmy jakiś dokument. – Haley udała, że chrapie. Mama miała bzika na punkcie edukacji; wszystko, co robiła rodzina Morganów, musiało mieć walory „edukacyjne”. Do pewnego czasu nawet prezenty na Boże Narodzenie. Na szczęście tata położył kres obsesji mamy w czasie była lekarzem, a tata inżynierem. Siedzieli do późna w pracy, dlatego zatrudniali pokojówko-kucharkę Hildę i nianię Tess. Były w porządku, choć nieco zrzędliwe. Gdy Haley niedawno poprosiła, żeby któraś z nich pomogła jej upiec ciasto, wyrzuciły ją z domu.– Idź popływaj. W ogrodzie macie wielki basen, a wszyscy siedzicie w domu. Skandal, po prostu skandal. Za moich czasów…Opowieści Hildy o „jej czasach” zawsze sprawiały, że Haley i jej bracia wyparowywali z domu w wyglądała codzienność w domu Morganów. Tata i mama wracali każdego wieczoru na wspólną kolację, bo mama wyznawała zasadę, że członkowie rodziny powinni jadać razem. Ale przy posiłku musieli rozmawiać o czymś mądrym. Mama stale powtarzała: „Edukacja to podstawa”.Ale czy tylko? Równie ważne były noworoczne postanowienia. Kolejny straszak mamy. W sylwestrowy wieczór każdy musiał wyznaczyć sobie jakiś cel na kolejny rok. Zmuszała wszystkich, aby usiedli, zastanowili się i zapisali na kartce, co chcą osiągnąć. Tata jej przyklaskiwał. Więc nie można było się już z tego trzy ostatnie lata celem Haley było „dostać szczeniaka”. Ale jak dotąd nie miała ani jednego. Po co było to wyznaczanie celu, skoro rodzice nie pomagali jej go osiągnąć?– To jesteś tą panną młodą czy nie? – zapytała Tammy. – Ja byłam ostatnio. Teraz moja kolej, żeby być wbiegła po schodach. Wolałaby być właścicielką. – Dobra, ale za kogo wychodzę?– A za kogo chcesz?– Za nikogo. Mówiłam ci, chłopcy skrzywiła się. – To udawaj, że nie śmierdzą. To za kogo? – Pokręciła gałką drzwi do magazynu pod mansardowym oknem. Lubiły udawać, że w środku ukryte są suknie drzwi, jak zawsze, były do głowy przychodził tylko jeden chłopak, który nie działał jej na nerwy. Zerknęła na swoją przyjaciółkę stojącą w strumieniu światła wpadającego przez okna na antresoli. – To może za Cole’a Dannera?– Za Cole’a? – Tammy westchnęła ciężko, patrząc na nią z dezaprobatą i opierając rękę na biodrze. – On jest mój.– Ojej, przecież nie chcę go tak naprawdę. Tylko na niby. Jest najprzystojniejszy w klasie i z tego, co wiem, to najmniej śmierdzi.– Dobrze, skoro tylko na niby, to się zgadzam. Ale jak dorośniemy, to ja go zaklepuję.– Cole’a? A weź go sobie. Ja wyjdę za mąż dopiero, gdy już będę naprawdę stara. Gdy będę miała jakieś trzydzieści, a może nawet czterdzieści roześmiała się. – Ale obiecujesz, że będziesz moją druhną?– Obiecuję! – Haley dla swojej najlepszej przyjaciółki zrobiłaby ich głowami nadal słychać było odgłosy burzy. Ale ściany starego salonu ślubnego trwały Haley ze strony taty i jej przyjaciółka, pani Peabody, kupiły tu kiedyś swoje suknie ślubne. Mama poznała tatę – wówczas studenta politechniki – w Bostonie, podczas swoich studiów medycznych. Pobrali się w urzędzie. W przeciwnym razie mama także kupiłaby swoją suknię ślubną u panny tak Haley to sobie wyobrażała. Choć miała dopiero dziesięć lat, była bardzo przywiązana do i mama przeprowadzili się z powrotem do Heart’s Bend, kiedy Haley miała dwa lata. Chcieli być bliżej rodziny i uciec przed zimnem. Mama założyła tu swoją klinikę medycyny sportowej. Z tego, co Haley widziała, była całkiem sławna. Zjeżdżali się do niej sportowcy z różnych stron.– Musisz mieć welon. – Tammy chwyciła kawałek starej gazety, wygładziła go na podłodze i położyła na głowie śmiała się, robiąc uniki tak, że biało-czarny welon ciągle spadał jej z głowy. – Jeśli wrócę do domu z wszami, mama wpadnie w furię. – Przesunęła się nieco w stronę dwupiętrowych schodów. – Chodź, pomyszkujemy na górze. Może znajdziemy coś, co się nam piętro było strasznie zagracone; zastawione pudłami i starym sprzętem komputerowym. Tapety odłaziły ze ścian, podłoga była pokryta gnijącą wykładziną, a łazienka w wzdrygnęła się. – Ciarki mnie przechodzą. Wróćmy na Haley dostrzegła, że coś wystaje zza krawędzi wykładziny. Pochyliła się i opuszkami palców delikatnie wyciągnęła czarno-białą przykucnęła obok niej. – Hej, to jest panna Cora. Widziałam jej zdjęcie w gazecie.– Wiem. Pamiętam. – Haley spojrzała w górę, w stronę zawilgoconego mieszkania. – Myślisz, że tam mieszkała?– Mam nadzieję, że nie. zapatrzyła się w oczy kobiety, w których kryła się jakaś tajemnica, tęsknota. Dziewczynka poczuła w brzuchu dziwny skurcz. Przeszył ją dreszcz. Znów jej szósty zmysł dawał o sobie znać. Znowu poczuła coś, czego nie mogła zobaczyć.– Zobacz, klamerki. I kawałek tiulu. Z tego zrobimy ci welon. – Tammy trzymała w dłoniach znalezione skarby, stojąc przy regale na książki.– Udawajmy po prostu, że mam sukienkę i welon. – Haley nadal wpatrywała się w twarz ze zdjęcia. Panna Cora nie była zbyt ładna, ale miała życzliwą twarz i staromodną fryzurę, jak te na fotografiach babci. Z jej oczu biła ciekawość. I smutek. Tak, zdecydowanie o niej tyle dobrych rzeczy. Czy lubiła prowadzić salon sukien ślubnych? Czy – tak jak Haley – miała dużo braci? To na pewno jest powód do smutku. Czy była jedynaczką, tak jak Tammy?– Hal, chodź już, zanim mama każe mi wracać do grzmot jakby potwierdził wolę Tammy. Haley wcisnęła więc zdjęcie do kieszeni spodenek i zbiegła na dół.– Zmieniłam zdanie. Ty będziesz panną młodą. A ja będę właścicielką sklepu, panną Corą.– Panną Corą?– A czemu nie? Tak na niby. A skoro Cole ma być panem młodym, to lepiej, żebyś ty była panną młodą. Wyjdziesz za niego szybciej, niż ja kiedykolwiek wyjdę za wróciły na antresolę, Haley szybko weszła w swoją rolę, zbiegając po schodach do holu. – Och, dzień dobry, pani Eason. Pani córka właśnie przymierza welon. – Udała, że otwiera frontowe drzwi, które w rzeczywistości były zamknięte na cztery spusty. – Proszę z gracją przeszła się po antresoli, a potem powoli zaczęła schodzić po schodach, mrucząc marsz weselny. Haley zdmuchnęła sobie grzywkę z czoła. Rozgrzane powietrze w salonie sprawiało, że się pociła, a kurz oblepiał jej skórę.– Pani Eason, czyż ona nie jest piękna? – Haley przeskoczyła nieistniejącą linię i przyciskając dłonie do policzków, weszła w rolę matki Tammy. – Och, zaraz się rozpłaczę. Zaraz się rozpłaczę. – Powachlowała twarz dłońmi. – Kochanie, wyglądasz wprost przepięknie. Przecudownie…Tammy uformowała na głowie swój gazetowy welon, uniosła spódnicę nieistniejącej sukni i zaczęła szczebiotać, jak to nie może się już doczekać, by wyjść za Cole’a tylko to powiedziała, trzasnął piorun. Tak głośno i odważnie, że aż zatrzęsły się szyby w oknach. Tammy ze strachu padła w ramiona na podłogę, zataczając się ze śmiechu, rozkładając ręce na drewnianej, zniszczonej podłodze. Po chwili zapadła cisza, a Haley wpatrzyła się w wysoki sufit.– Może pewnego dnia kupimy ten sklep? – Wzięła Tammy za rękę. – Pójdziemy do college’u, a potem może wstąpimy do piechoty morskiej czy coś w tym stylu…– Piechota morska? Ja tam nie idę do żadnej piechoty – zaprotestowała Tammy. – Ale mogę poprowadzić z tobą ten sklep.– Tylko najpierw pozwiedzamy różne miejsca, poznamy ludzi, pojedziemy na Hawaje i dopiero potem kupimy sobie sklep.– Przyjaciółki na zawsze. – Tammy zahaczyła swój mały palec o palec Haley.– Przyjaciółki na zawsze.– Kiedyś tu wrócimy i salon będzie należał do nas.– Obiecuję.– błyskawicy znów złożyło pocałunek na frontowych oknach. Haley zerwała się i zaczęła biegać po sklepie, wrzeszcząc i uciekając przed Tammy, która próbowała ją najlepsze przyjaciółki zawsze mają wspólne marzenia. Chociaż marzenia mają kiedyś swój kres…Ale przyjaźń nigdy nie ustaje. A danego słowa nigdy się nie 1930Heart’s Bend, TennesseeTen poranek na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od innych. Cora poszła na tyły budynku, otworzyła kluczem drzwi do sklepu i jednym pstryknięciem włączyła dziś promienie wiosennego słońca przedzierające się przez korony drzew obudziły w niej nadzieję. Wzmagały to będzie zawiesiła sweter i kapelusz na haczykach w holu i weszła do małego salonu. Stanęła przy najbliższym oknie i odsunęła koronkową firankę. Jej wzrok powędrował w kierunku widocznej między drzewami rzeki Cumberland. Marzyła, by go dziś uwielbiała zapachy zieleni i kwitnących gardenii, tęskniła za panoramą rzeki niezasłoniętą wiosennym listowiem. Dzięki położeniu salonu na wzniesieniu z jego okien zimą rozciągał się widok sięgający wielu kilometrów. Zimowe dni, choć mroźne i szare, dzięki spustoszeniu, które czyniły roślinom, otwierały perspektywę na całą końcu przyszła wiosna… w przeciwieństwie do niego. Cora nie mogła się doczekać, by kątem oka zobaczyć go, jak maszeruje na swoich długich i szczupłych nogach od strony portu, śmiało wkracza w alejkę, wypełniając ją swoją szeroką posturą, burzą splątanych wokół twarzy blond włosów, w białej koszuli z podwiniętymi rękawami opinającymi jego muskularne wróć dziś do mnie.– Cora, to ty? – Z zamyślenia wyrwał ją huk zatrzaskujących się drzwi na tyłach sklepu.– Tu jestem. – Odelia, krawcowa i asystentka Cory, weszła, wpuszczając do sklepu powiew zimnego powietrza i roztaczając wokół siebie zapach cynamonu.– Przepraszam za spóźnienie. Czekałam, „aż mi się upiecze”. – Zaśmiała się, poprawiając ubrania, które trzymała w ręku. – „Aż mi się upiecze”… chodzi o bułeczki, rozumiesz? A niech mnie, powinnam występować w wodewilu. A tak naprawdę, to ten mój stary rzęch nie chciał odpalić, więc Lloyd musiał przywieźć mnie zajrzała jej przez ramię. – Mmm, pachną bosko. Nie ma pośpiechu. Wszyscy będą dopiero za godzinę. Mama jest już w drodze.– To dobrze. Twoja mama jest najlepszą hostessą. – Odelia zaniosła gorące bułeczki do pokoju kredensowego na parterze, gdzie mama trzymała serwis herbaciany i kawowy wraz z wypiekami z piekarni Havenów. Będzie musiała taktownie potraktować bułeczki Odelii. – Nawet twoja ciocia Jane skapitulowała i uznała wyższość pani Esmé jako hostessy. A teraz zostawię cię na chwilę i przyniosę resztę sukienek z wozu. Lloyd musi wracać, bo ma robotę na farmie i nie lubi, jak go zatrzymuję.– Pomogę ci. – Cora zeszła za Odelią po schodach, prosto na Blossom Street. – Dzień dobry, Lloyd.– Dzień dobry, Coro – Kiwnął głową w jej kierunku, a potem nasunął kapelusz na oczy i wręczył jej kilka sukni z wieszakami. – Mam robotę.– Już dobrze, dobrze. A jak myślisz, co my tu robimy cały dzień, gramy w pchełki? – Odelia oparła stopę o koło wozu i wspięła się, by odebrać suknie od swojego męża. – Nie przyciskaj ich tak do siebie, bo będą śmierdzieć końmi i świniami.– Odelio, możesz mi je podać. – Cora wyciągnęła ręce po kolejne trzy ta kobieta była zdolną krawcową i filarem salonu, pozostawała dla Cory zagadką. W połowie Irlandka, w połowie Indianka z plemienia Cherokee, pracowała ciężko jak koń pociągowy, a jednak miała gładką brązową skórę, która odejmowała jej lat. Mama dawała sobie rękę uciąć, że Odelia ma pod rozładowały suknie, Lloyd odjechał. Na odchodnym Odelia zawołała: – Przyjedź po mnie później, stary łysku, albo nie dostaniesz kolacji.– Przypomnij mi, jak długo jesteście małżeństwem? – zapytała Cora, podążając za swoją asystentką. Ciotka Jane ją znalazła. Zatrudniła ją w 1890 roku, kiedy po raz pierwszy otwarto salon.– Od czasów chrystusowych – odpowiedziała, przyglądając się jednej z białych atłasowych sukni. – Powieszę Lloyda, jeśli od tego jego starego koca coś się w promieniach słońca wpadających przez okna antresoli suknie wyglądały na nieskalane. Ich białe spódnice migotały, czyste i piękne. Nikt w Heart’s Bend nie potrafił tak sprawnie operować igłą i maszyną do szycia jak Odelia.– Przygotuję ekspozycję. – Cora ruszyła w dół po schodach. Wspaniała klatka schodowa z rzeźbionymi, błyszczącymi drewnianymi tralkami dzieliła sklep na dwie części: okazały salon po lewej stronie i mały salon po pokój Cora wystylizowała na salon w hollywoodzkim stylu, inspirując się filmami i czasopismami. Drewnianą podłogę wyłożyła pluszowym dywanem, a ściany tapetą w odważny świetle padającym z frontowego okna wystawowego ustawiła ozdobne krzesła wokół długiej, bogato rzeźbionej sofy z polerowanego drewna, obitej złotym, zdobionym materiałem. To tu sadzała swoje klientki wraz z ich matkami, babkami, siostrami, kuzynkami, przyjaciółkami, ciotkami i siostrzenicami. Tu czekały, aby ujrzeć pannę młodą, schodzącą po schodach w swojej sukni jeśli takie było życzenie panny młodej, po schodach schodziły razem z nią jej druhny, które prezentowały sukienki wizytowe. Raz na jakiś czas również ojcowie podnosili wrzawę, aby włączyć ich do towarzystwa. W końcu czyż to nie oni regulowali rachunki?W gablotkach w małym salonie klientki mogły znaleźć szeroki wybór welonów, rękawiczek, torebek, kopertówek, pończoch i wszystkiego, czego tylko dusza mogła zapragnąć. Na manekinach prezentowane były suknie ślubne oraz kreacje dla panny młodej na podróż poślubną. Nie brakowało także skromnej przystanęła na szczycie schodów. Co właściwie miała zrobić? Ach tak, wystawki w gablotach. I pobiec do piekarni po ciastka. Zamarła jednak przy drzwiach wejściowych, zerkając przez grawerowane szkło i nie będąc w stanie uspokoić burzy w swoim sercu. Mieszaniny pełnego napięcia wyczekiwania i gdzie jesteś?W swoim ostatnim liście pisał, że tej wiosny będzie pływał po rzece Cumberland. „Wypatruj mnie w marcu”. Był już jednak pierwszy tydzień kwietnia. Derenie już dawno zakwitły w parku Gardenia i wzdłuż First się, że został ranny albo podupadł na zdrowiu. Albo, co gorsze, jego łódź natrafiła na przeszkodę, zaczęła tonąć, a wartki prąd uwięził go pod powierzchnią wody.– A od kiedy to mamy czas na wystawanie przy oknie?Cora odwróciła się i zobaczyła swoją matkę, jak przechodzi przez mały salon, przyklepując włosy ręką i wygładzając przód spódnicy. – Sprawdzałam tylko temperaturę. – Cora zastukała palcem w chłodne szkło termometru. Szczęśliwy zbieg okoliczności.– Sprawdzasz temperaturę czy patrzysz na rzekę?Mama lubiła myśleć, że Cora nie ma przed nią tajemnic. Była przekonana, że potrafi wszystko z niej wyczytać.– Zanim pójdę do piekarni, ułożę towar w gablotkach. Czy mogłabyś otworzyć górne okna i wpuścić trochę świeżego powietrza? Kiedy przyjadą Dunlapowie, zrobi się duszno. Stawią się liczną grupą.– Wiesz dobrze, Coro, że wypatrywanie go przez okno nie przyspieszy jego przyjazdu. I nie zamieni go w mężczyznę, który dotrzymuje danego słowa. – Mama otworzyła okno obok drzwi.– Jesteś niesprawiedliwa. On dotrzymuje słowa.– Jeśli masz na myśli, że zmienia dane ci słowo, kiedy tylko mu się podoba, a potem wmawia ci, że tak musi być, to tak, zgodzę się z tobą. Wspominałaś coś o piekarni? W pokoju kredensowym widziałam tylko cynamonowe bułeczki Odelii.– Tak, gdy skończę przygotowywać wystawki w gablotkach, pójdę do piekarni Havensów. Zaparzyłabyś kawę i herbatę na pięć minut przed przyjściem Dunlopów?– Pomagałam w tym sklepie, zanim przyszłaś na świat. Wiem, kiedy zacząć przygotowywać kawę i herbatę. Nie wiem tylko, co mam zrobić z bułeczkami Odelii. Przysięgam, że ta kobieta potrafi z kępy suchej trawy uszyć piękną suknię, ale jej wypieki pozostawiają wiele do życzenia. Nic dziwnego, że Lloyd nigdy się nie stłumiła śmiech. – Ciii, mamo. Jeszcze cię usłyszy. Ale nie zaprzeczysz, że pachną wspaniale.– To prawda, ale już jej mówiłam, że jej słodkie bułeczki są twarde jak kamień. – Matka ruszyła w stronę schodów. – Prawda, Odelio?– Co takiego, Esmé?– Że na twoich wypiekach można sobie zęby połamać.– Powtarzasz mi to już od dwudziestu lat, a proszę, Lloydowi jak dotąd nic się nie stało.– Tylko, że on nigdy się nie uśmiecha. – Mama obróciła się do Cory i zakrywając usta dłonią, wyszeptała: – Bo już dawno nie ma zębów.– Mamo, przestań. – Cora stłumiła śmiech. – Nie tak mnie wychowałaś. Zachowuj się jak dobra chrześcijanka.– Ale mówienie prawdy to główna cecha dobrego chrześcijanina. – Matka otworzyła pozostałe okna. W wielkim salonie stojący na podłodze zegar z wahadłem wybił kolejną Cora musi się wziąć w garść. Wyciągnęła z dolnych szuflad głowy manekinów i przystroiła je welonami, układając długie tiule i oplatając je wokół polerowanego drewna. W grube sztuczne włosy kolejnych manekinów wpięła ozdobne na niebieskim aksamitnym materiale poukładała długie, jedwabne rękawiczki z perłowymi guzikami i zestaw perłowej miał gościć dziś ważną klientkę. Pannę Ruth Dunlap z Birmingham, panienkę z wyższych sfer. Salon sukien ślubnych wiele zawdzięczał jej rodzinie. Jej matka, pani Laurel Schroder Dunlap, urodzona i wychowana w Heart’s Bend, kupiła swoją suknię i wyprawę ślubną u cioci Jane w 1905 roku. Zapewne spodziewała się, że jej córka zostanie przyjęta po królewsku. I tak miało się Scott nauczyła się wszystkiego, co wiedziała o modzie ślubnej, w Mediolanie i Paryżu pod koniec lat osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku i przywiozła tę wiedzę do rodzinnego Tennessee, gdy zmarła jej mama, babcia Scott. Kobiety z Heart’s Bend – żony farmerów, ludzi gór, o różnym kolorze skóry i byłe niewolnice – nigdy wcześniej nie widziały cudów, które ciotka Jane przywiozła ze sobą do dały się uwieść. Elegancja ciotki Jane sprawiła, że małomiasteczkowy sklep stał się legendą w samym środku Tennessee i w północnej Alabamie, dając początek niezwykłej lokalnej tradycji i stając się oczkiem w głowie mieszkańców Heart’s Bend.– Coro, wiem, że nie lubisz, jak wciskam nos w nie swoje sprawy… – zagadnęła mama, wracając do małego salonu – ale…– Masz rację, nie lubię. Nie jestem już dzieckiem. – Cora sprawdziła ostatnią gablotkę. Wszystko wydawało się w mamie uśmiech i ruszyła w kierunku antresoli, na której stało jej biurko. Przerzuciła papiery, odsuwając na bok duże pudło z listami. Zajmie się tym jutro, kiedy pani Dunlap wróci już do ruszyła za nią.– O to właśnie chodzi, że nie jesteś już dzieckiem. – Matka oparła się o krawędź biurka i pochyliła się nad Corą. – Kochanie, masz już trzydzieści lat. Ja w twoim wieku miałam już męża, dwójkę dzieci, a zanim skończyłam dwadzieścia osiem lat, zdążyłam zostać przewodniczącą Stowarzyszenia Równości na Rzecz Prawa Wyborczego w stanie Tennessee.– Coro, czy chciałabyś wybrać wcześniej jakiś welon dla panny Dunlap? – Odelia wychyliła się z szerokiego i długiego zaplecza. – Myślę też, że do jej sukni pasowałyby rękawiczki.– Ułożyłam welony i rękawiczki w gablotach w małym salonie. Będzie mogła sama coś wybrać podczas przymiarki Jane nie oszczędzała, zlecając architektowi z Nashville, Hugh Cathcartowi Thompsonowi, zaprojektowanie tego miejsca. Był to przykład architektury najwyższej gdzie można pracować i żyć. Ciotka Jane mieszkała nad swoim ukochanym sklepem przez trzydzieści lat, jednak Cora jeszcze się tam nie wprowadziła.– A co z sukienką na podróż poślubną? Coś niezobowiązującego? Mamy próbki z dzianinowej kolekcji Elsy Schiaparelli.– Tak, oczywiście. Wybierze sama. Możemy zamówić wszystko, co tylko będzie chciała. Dzianina jest nadal lubiła styl Schiaparelli. Projektantka miała świadomość, że kobiety są normalnymi ludźmi i potrzebują ubrań, w których będą mogły pracować.– Odelio, wesprzyj mnie. Powiedz Corze, żeby nie zamykała swojego serca. – Mama pogładziła ciemne włosy Cory. – Tylko o to proszę. Umów się z innym mężczyzną. Nie stój ciągle przy oknie, czekając wiecznie na tego swojego kapitana. Prowadzisz salon sukien ślubnych, a sama nie byłaś jeszcze panną młodą.– Dziękuję ci, mamo. Bez ciebie bym tego nie zauważyła. – Wszyscy w miasteczku rozmiarów Heart’s Bend zdążyli już się zorientować, że trzydziestoletnia właścicielka sklepu z sukniami ślubnymi nie jest zamężna. – Czy to nie ty zawsze mi powtarzałaś, że trzeba słuchać głosu serca?– Tak, ale nie spodziewałam się, że zaprowadzi cię to w ślepy zaułek. – Matka ruszyła w dół po schodach. – Dobrze, już nic nie mówię. Nie chcę, żeby Dunlapowie widzieli cię taką przygnębioną. Mam pójść po ciasteczka? Mam jeszcze czas, zanim zabiorę się za parzenie kawy i herbaty.– Nie, mamo. Mówiłam już, że ja pójdę. – Potrzebowała ucieczki, świeżego powietrza, przechadzki, by przewietrzyć głowę, przez chwilę rozmarzyć się, że on jest przy niej, uciec od wiecznie wtrącającej się cztery lata ich romantycznej znajomości Rufus St. Claire nigdy jej nie okłamał. Nigdy. Spóźniał się, spowalniany rozkładem kursów statków i prawami natury, które narzucała rzeka, ale zawsze dotrzymywał słowa i w końcu zjawiał się, krocząc First Avenue z szelmowskim uśmiechem, ramionami uginającymi się pod ciężarem prezentów i z pocałunkami, jeszcze słodszymi i bardziej namiętnymi niż przysuwał swoje jedwabiście gładkie usta do jej ucha i szeptał: Pewnego dnia za mnie wyjdziesz. Cora, drżąc na całym ciele, opadła na krzesło. Tęsknota za nim niemal sprawiała jej fizyczny ból. Aż do dzisiaj, przez całą zimę i wiosnę, miała się dobrze, karmiąc się jego listami. Nadszedł jednak kwiecień, a mężczyzna, którego kochała, nadal się nie z antresoli, na której ścianach wisiały trzy owalne lustra oprawione w czereśniowe drewno, gdzie ubierano i przystrajano dziewczęta, Cora w ogóle nie czuła się jak jedna z panien młodych, którym tak uwielbiała usługiwać. A tak bardzo chciała być na ich była małą dziewczynką, marzyła o swoim wyjątkowym dniu w salonie. O tym, żeby zejść po wspaniałych schodach przy akompaniamencie ochów i achów mamy i Odelii oraz swojej przyszłej teściowej – jeśli nadal żyła – jej rodziny i słodką herbatę i skubała maślane ciasteczko z cukrową posypką, nie mogąc doczekać się szczęścia, jakie przyniesie jej dzień z poczuciem, że jest pospolita, stara, że los o niej zapomniał. Ale on obiecał. I póki nic nie wskazywało na to, by mu nie wierzyć, szła za głosem serca i czekała.– Esmé, pomóż mi – powiedziała Odelia, wskazując na manekin. Usiłowała ubrać go w suknię, którą panna Dunlap wybrała podczas swojego pierwszego pobytu w salonie miesiąc temu. Jej wybór padł na suknię z szablonu czasopisma „Butterick”, więc Odelia użyła swoich czekała na chwilę, w której Ruth po raz pierwszy spojrzy na swoją suknię. Uwielbiała patrzeć wtedy na twarz panny młodej, która zawsze zdradzała jej myśli. To się dzieje naprawdę. Wychodzę za zegar wybił ósmą trzydzieści, Cora poprawiła poduszki na sofie w dużym salonie i upewniła się, że okna są odsłonięte. Sklep był gotowy na przyjęcie klientek.– Panna Dunlap padnie, jak to zobaczy – oznajmiła Cora, idąc w kierunku schodów. – Mamo, Odelio, idę do piekarni. Mamo, przypomnij mi, żebym włączyła gramofon, kiedy przyjadą Dunlapowie. – Ciotka Jane lubiła, gdy panny młode wchodziły do salonu przy akompaniamencie muzyki, Cora zaś chciała podtrzymać tę tradycję. Bo czyż miłość też nie była pieśnią, pieśnią najpiękniejszą ze wszystkich?Cora chwyciła kapelusz i sweter i schyliła głowę, wchodząc do pokoju toaletowego na parterze, aby upiąć kapelusz. Przystanęła na chwilę, wpatrując się w swoje lat. Miała trzydzieści lat. Nie była już dziewczyną. Nie była już nawet młodą kobietą. Ale dojrzałą kobietą, pracującą. Gdzie podziały się te lata? Gdzie podziała się jej młodość?Miała ukochanego w szkole średniej, Randa Davisa. Ale gdy wrócił do domu z wojny, ożenił się z Elizabeth dobrze im życzyła. Tak bardzo rozpaczała po śmierci swojego starszego brata Ernesta juniora w bitwie nad Sommą, że nie miała już siły, by tęsknić za twarz do lustra, delikatnie dotykając kącików oczu, skąd pojedyncza cienka linia znaczyła jej wrażenie, że liczba zawartych małżeństw w latach dwudziestych znacząco wzrosła. Wraz z Odelią i mamą miały pełne ręce roboty. Tylko jakoś nigdy z jej wierzyć, że działo się tak, bo czeka na Rufusa. Dobrze pamiętała chwilę, kiedy go zobaczyła po raz pierwszy… Wkroczył wtedy bez skrępowania do jej sklepu, aby osobiście dostarczyć towar. – Zostawiono to na „Wędrowcu”. Pomyślałem, że doręczę materiał na niej swoje błękitne spojrzenie i nigdy już nie odwrócił wzroku. Bez wahania dała się uwieść. Jego głos przyszpilił jej stopy do podłogi i pomimo wszelkich starań nie mogła wydusić z siebie ani szczęście zjawiła się ciotka Jane, pokazała mu, gdzie ma złożyć bele materiału, i przeprosiła za się od lustra i przygładziła włosy przystrzyżone „na boba”. Nie była piękną kobietą. Mama mawiała, że Cora jest przystojna. Była wysoka i szczupła. Miała sylwetkę nastoletniej dziewczyny, a nie dojrzałej, trzydziestoletniej kobiety. Ale starała się ubierać według najświeższej mody i dawała radę utrzymać swoją szczupłą figurę, nie uciekając się do palenia i stosowania wyszła z salonu głównym wyjściem i ruszyła w stronę centrum Heart’s Bend. Małe, acz bogate miasteczko ukryte w cieniu Nashville tętniło sklepów zamiatali chodniki przed swoimi małymi królestwami, krzycząc do siebie. Była jedną z nie spodziewał się, że w wyniku epidemii malarii pięć lat temu ciotka Jane umrze. Zdaniem władz epidemia została opanowana. Nikt, łącznie z krzepką ciotką Jane, się tego nie – nie bez dumy – przejęła po niej na ulicy przesycone było aromatem pieczonego chleba zmieszanym z kwaśnym odorem końskich odchodów. Rosie, klacz zaprzęgnięta do furmanki z mlekiem, chlastała ogonem gryzące ją minęła Blossom Street, zmierzając dalej First Avenue. Starała się nacieszyć pięknym dniem i zapomnieć o komentarzach mamy. Po drugiej stronie szerokiej alei, tuż przy wejściu do parku Gardenia zauważyła konstabla O’Shannona, który rozmawiał z postawnym mężczyzną w niebieskich obcisłych spodniach wpuszczonych w czarne oficerki i w luźnej koszuli z podwiniętymi rękawami. Wiatr rozwiewał jego złote Rufus! – krzyknęła, przyłożywszy złożone dłonie do ust. Zapomniała o zasadach przyzwoitości, o plotkarzach, którzy właśnie nadstawili uszu. – Kochanie! pobiegła aleją, wymijając przejeżdżający samochód. Kierowca zatrąbił, ale nic ją nie obchodziło. Jej Rufus wzmógł się, gdy tak biegła do niego z sercem przepełnionym poranne przeczucie nie zawiodło jej. Wrócił. Tak, jak mówił. – Rufusie, kochany! Jesteś.
Wyczyść. Salony sukien ślubnych Małopolskie. Brak możliwości zakupu on-line. Sklep on-line. Suknie wieczorowe. Sukienki dla druhen. Moda dla dzieci. Styl oryginalny. Styl oryginalny.
W wielu miastach, nawet tych małych, można znaleźć sklepy, wypożyczalnie i szwalnie sukien ślubnych. Na zakupy przyszłe panny młode jeżdżą jednak zwykle do dużych miast. Bo i wybór tam większy, i jakość towaru często nieporównywalnie lepsza. Jeśli w twoim mieście nie ma takiego punktu lub uważasz, że istniejąca oferta nie jest konkurencyjna, możesz śmiało pomyśleć o wejściu w ten biznes. Sprawdzamy rynek Pomysł jest, ale żeby go zrealizować, koniecznie trzeba sprawdzić, czy ma szansę na powodzenie. W biznes wpisane jest ryzyko, ale nie można przecież działać zupełnie w ciemno. Bez względu na to, czy planujesz założenie salonu w 10-, czy 200-tysięcznym mieście, rozeznaj się na rynku. Najlepiej przejdź się do urzędu miasta lub gminy i sprawdź, ilu potencjalnych klientów (czyli młodych ludzi, którzy mogą chcieć wziąć ślub) mieszka w okolicy. Może się bowiem okazać, że młodych jest tak niewielu, że nawet brak konkurencji nie przyniesie zysku planowanemu biznesowi. Wybieramy lokal Przyjmuje się, że założenie salonu sukien ślubnych możliwe jest już w 60-80-metrowym lokalu. Taka powierzchnia z powodzeniem wystarczy do wyeksponowania sukni na manekinach, zorganizowania wygodnej przymierzalni, kącika wypoczynkowego z kanapą i fotelami, szafy z sukniami i zaplecza. Jeśli mamy jednak ograniczone finanse i nie stać nas na wynajęcie tak dużego lokalu, możemy się ograniczyć do 50 mkw. Trzeba jednak pamiętać, że możliwości prezentowania sukni będą wtedy bardzo ograniczone. Tymczasem wiadomo, że klienta do sklepu przyciąga towar na wystawie. Im atrakcyjniejszy, tym większa obietnica na udane zakupy po wejściu do środka. Wyposażamy wnętrze Optymalne rozwiązanie to wydzielenie we wnętrzu dwóch stref. Jedna, widoczna z ulicy przez szybę, powinna służyć do wyeksponowania towaru. Druga, wewnątrz sklepu, do przymierzania sukien. Dlatego trzeba będzie pomyśleć o zakupie manekinów, na których suknie zaprezentują się o niebo lepiej niż na zwykłych wieszakach. Ponieważ mierzenie stroju zajmuje często i kilka godzin, przyda się kanapa, fotele i stolik dla osób towarzyszących przyszłej pannie młodej w zakupach. Nie można zapomnieć o zrobieniu obszernej wnęki, która pomieści suknie niewystawione na manekinach, a także wielkiego, dobrze oświetlonego lustra. Konieczny też będzie parawan, za którym klientka będzie miała zagwarantowany komfort przymierzania dowolnej ilości garderoby. Przyszły przedsiębiorca musi też pamiętać o obowiązkowej kasie fiskalnej i komputerze z dostępem do Internetu. Ważna jest też atmosfera panująca wewnątrz. Z bielą najlepiej komponują się jasne barwy. Dlatego sprawdzą się lepiej niż agresywne kolory. Odpowiedni klimat stworzymy dobrze dobranym oświetleniem. Również podświetlenie samych sukien wiszących we wnęce od góry korzystnie wpłynie na ich wygląd. Zatrudniamy ludzi Liczba pracowników w salonie zależy od ruchu w nim panującego. Na początek sam właściciel może wcielić się w rolę sprzedawcy. Pod warunkiem jednak, że ma podejście do klienta, zna się na modzie ślubnej i nie ma kłopotów z doradzeniem niezdecydowanej klientce. Słowem - musi to być osoba, którą potencjalna klientka obdarzy zaufaniem. Jeśli więc właściciel nie ma drygu do mody, lepiej zatrudnić panią lub znającego się na rzeczy pana. O ile na ekspedientce można zaoszczędzić, o tyle krawcowa w salonie mody ślubnej jest niezastąpiona. Musi to być specjalistka, która bez kłopotów poradzi sobie ze zwężeniem gorsetu, przebije się przez masy koronek i ozdób. Do pomocy przyda się również kierowca z samochodem dostawczym, który będzie mógł wziąć na siebie transport zamówionego towaru. Asortyment Salon mody ślubnej można ograniczyć jedynie do sukien i niezbędnych dodatków ślubnych typu: welony, toczki, rękawiczki, mufki, sztuczna biżuteria, bielizna czy ozdoby do włosów. Ponieważ ślubny biznes należy do tych sezonowych, może się okazać, że asortyment salonu trzeba będzie powiększyć. W tym biznesie martwe sezony to późna jesień i zima - mało kto wtedy decyduje się na ślub. Obok sukien ślubnych w salonie doskonale sprawdzą się: - ubrania komunijne, - suknie wieczorowe i balowe, - suknie koktajlowe, idealne dla panny młodej na poprawiny czy na ślub dla świadkowej, - pośredniczenie w drukowaniu zaproszeń. A może wypożyczalnia W sklepie można równocześnie prowadzić wypożyczalnię sukien. Wypożyczanie jest w modzie, bo wiele panien marzy o prawdziwie bajkowej kreacji, na zakup której ich nie stać. Innym ciekawym uzupełnieniem oferty salonu będzie komis. Na pewno znajdzie się wiele młodych mężatek, które chętnie pozbędą się sukienki z garderoby. W tym wypadku jedyny koszt naszego biznesu to udostępnienie miejsca, w którym potencjalna klientka wystawia suknię. Reklama Warto pomyśleć o atrakcyjnej i dobrze wypozycjonowanej stronie internetowej. Młode pokolenie robienie zakupów zaczyna w sieci. Tam młodzi szukają informacji, gdzie w okolicy znajdą interesujący ich produkt. Warto zainwestować w ulotki czy plakaty reklamujące salon. Idealne miejsca, w których można dotrzeć do potencjalnej klienteli, to salony fryzjerskie, zakłady kosmetyczne czy kluby fitness. Reklama dźwignią handlu, więc nie ograniczajmy się do jednego miasta. Niech wiedza o nowym salonie dotrze do okolicznych miasteczek i wsi. Tam przecież też muszą mieszkać panny na wydaniu. Inwestujmy w niekonwencjonalne rozwiązania. Większość salonów mody ślubnej jest otwarta w godzinach pracy. Wyjdźmy klientom naprzeciw i wydłużmy działanie sklepu do późnych godzin wieczornych lub wprowadźmy elastyczny czas pracy, polegający np. na możliwości telefonicznego umawiania się na mierzenie w godzinach dogodnych dla klienta. Koszty Koszty inwestycji w małym sklepie na ok. 50 mkw.: - zakup 10 manekinów 700 zł - meble 1,5-2 tys. zł - komputer i kasa fiskalna ok. 4 tys. zł - remont lokalu ( malowanie ścian, oświetlenie) 5 tys. zł - Wynajem lokalu ok. 1200 zł - Zakup 24 sukien ślubnych ok. 20 tys. zł Razem: ok. 33 tys. zł Ile na tym zarobimy Osoby z branży zdradzają, że przeciętny zarobek od sprzedanej sukni to 50 proc. sumy, jaką zostawia w sklepie klientka. Biorąc pod uwagę to, że markowa suknia może kosztować nawet 10 tys. zł, gra warta jest świeczki. Możliwości klientek z dużych miast są nieporównywalnie większe niż w tych mniejszych. Nie zmienia to faktu, że przeciętna panna z małego miasta w biedniejszym rejonie kraju wydaje na kreację od 1,5 do 2 tys. zł. W większych miastach stawka ta oscyluje w granicach 2,5-4,5 tys. zł. W ostatnich miesiącach roku warto postawić na wyprzedaże. Coraz więcej klientek świadomie odkłada zakupy w oczekiwaniu na nie. Obniżki powinny zakładać przynajmniej 40-proc. rabat obejmujący modele wykonane w zgodzie z obowiązującymi trendami. Wysokimi obniżkami powinny być objęte modele z eksponatów. Modele klasyczne zawsze znajdą nabywcę, więc dużą obniżkę można sobie darować. W sieci Jeśli nie dysponujemy gotówką czy kredytem, z którego możemy rozkręcić biznes, warto pomyśleć o wejściu do sieci sklepów. Współpraca może się opierać na zasadach franczyzy lub sklepu partnerskiego. W zależności od formy współpracy, jaką nawiążemy, sieć pomoże nam przy remoncie lokalu, jego aranżacji i wyposażeniu w konieczne akcesoria, a także udzieli pomocy w otwarciu salonu i jego zarządzaniu. Zyskamy pomoc prawną w konstruowaniu niezbędnych umów, w ubieganiu się o dofinansowanie z funduszy pomocowych. Dodatkowym plusem będzie wyłączność na określoną markę w okolicy o promieniu wielu kilometrów, reklamę w mediach czy gwarancję atrakcyjnych cen zakupu, o marce, pod szyldem której będziemy mieli możliwość działać, nie wspominając. Trzeba jednak pamiętać, że sieć nałoży na nas także masę obowiązków. Zostaniemy zobowiązani jedynie do zadbania o odpowiedni lokal, którego wielkość zazwyczaj jest ściśle określona. Niektóre sieci nie dopuszczają odstępstw od schematu aranżowania salonu. Dużym ograniczeniem może się okazać długość umowy, która będzie nas zobowiązywała do prowadzenia sklepu, a i zarobek może się okazać niższy niż w przypadku samodzielnego prowadzenia biznesu. Taki rodzaj współpracy to jednak doskonała propozycja dla ludzi bez dużego wkładu własnego czy odwagi do wypłynięcia na głębokie wody small biznesu. Trzeba umieć doradzić klientkom Halina Rutkowska (64 l.), właścicielka salonu ślubnego Esperancja przy ul. Malmeda 3 w Białymstoku (woj. podlaskie): - Swój salon otworzyłam w 1987 roku za namową mojej młodszej siostry, Teresy (60 l.). Była to jedna z pierwszych firm tego typu w Białymstoku. Wcześniej pracowałam w gastronomii i nic nie wiedziałam o branży ślubnej, ale siostra, która już jakiś czas prowadziła podobną firmę, na początku we wszystkim mi pomagała. Pierwszy towar także jej zawdzięczam, ponieważ Teresa sama projektowała i szyła suknie ślubne. Z czasem zaczęłam zaopatrywać się w hurtowniach. Nauczyłam się przerabiać gotowe suknie, upiększać je, zdobić, haftować... Cały czas też rozszerzałam asortyment salonu o stroje wieczorowe, ubranka do chrztu czy Pierwszej Komunii. Po 25 latach pracy w tym zawodzie mogę pochwalić się sporym gronem klientek, które przed laty ubierałam do ślubu, a teraz one przyprowadzają do mnie swoje dorosłe już córki. W tej branży trzeba być trochę psychologiem, umieć doradzić pannie młodej, wykazać się względem niej życzliwością i dobrym gustem. Przecież kobieta suknię do ślubu kupuje tylko raz w życiu! Tę pracę po prostu trzeba kochać.
Kobiety często się wstydzą i mają poczucie że czegoś im nie wypada. Staram się je wtedy “otworzyć”. Oferta zawiera także przymiarki i całkowite odszycie projektów. Na dodatkowe życzenie klientki mogę towarzyszyć również w dniu ślubu w trakcie przygotowań, zająć się wizażem i stylizacją. Pomagam także w wyborze
Interesujesz się modą? Lubisz bezpośredni kontakt z ludźmi? A może po prostu szukasz dobrego sposobu na własny biznes? Salon sukien ślubnych to dobra odpowiedź na każde z tych pytań. Ale uwaga! Droga do sukcesu nie należy do łatwych. Salon sukien ślubnych – jak zacząć? Analizując branżę łatwo możemy znaleźć pewne powtarzalne wzorce, o których powinien pamiętać każdy nowy adept w tym biznesie. To co ważne, nie musimy mieć specjalnej wiedzy z zakresu mody ślubnej, a naszym biletem wstępu może być jedynie (albo aż) przedsiębiorcza smykałka. Dalej jednak zaczynają się schody. Ile sukni ślubnych na start? Pierwszym problemem do przeskoczenia jest nabycie odpowiedniego lokalu. Musi to być przestrzeń nie tylko o odpowiednim metrażu, ale też zlokalizowana w atrakcyjnym z punktu widzenia klientów miejscu. Najlepiej jeśli lokal znajdzie się w pobliżu innych sklepów z odzieżą (choć niekoniecznie ślubną). Kolejnym ważnym elementem biznesowej układanki jest zawarcie umowy ze stałym dystrybutorem sukien ślubnych. Aby wybrać odpowiedniego partnera musimy jednak zrobić przynajmniej wstępne rozeznanie na temat marek sukni ślubnych, najbardziej atrakcyjnych fasonów i panującej w danym sezonie mody. Weźmy pod uwagę, że każda suknia ślubna to koszt co najmniej kilku tysięcy złotych, a w naszym salonie musi się pojawić ich co najmniej kilkadziesiąt. Łatwo więc obliczyć, że szacunkowy koszt otwarcia wyniesie nas od 50 do 80 tysięcy złotych. Zadbaj o estetykę W jak mało której branży, estetyka salonu sukien ślubnych ma fundamentalne znaczenie. To dzięki odpowiedniej ekspozycji kreacji możesz wygrać rywalizację z konkurencją. Dlatego przed uruchomieniem salonu porządnie rozplanuj jego wygląd. Zadbaj o detale i zastanów się, w jaki sposób wyróżnić najpiękniejsze suknie. Może to być specjalny piedestał albo efektowne podświetlenie. Postaraj się także o odpowiednio duże lustro, które pomoże przyszłej Pannie Młodej ujrzeć siebie w pełnej krasie. Kogo zatrudnić? Klientki salonów ślubnych cenią sobie porady doświadczonych pracowników. To oni będą budować markę i znaczenie twojej firmy. Dlatego postaraj się zadbać o nich jak najlepiej. Zainwestuj w ludzi, bo to może zwrócić się w dwójnasób. Dobrzy pracownicy salonu sukien ślubnych muszą interesować się modą i dobrze orientować się w najnowszych trendach. Oczywiście każdy z nich, jak mało kto musi mieć zdolność nawiązywania łatwych relacji z klientem. Kluczową umiejętnością jest jednak fachowa ocena kobiecej figury i dopasowanie pod tym kątem odpowiedniego fasonu sukni. W arsenale personalnym warto mieć też jeszcze jedną perłę – utalentowaną krawcową. To obecnie zawód niedoceniany, a przecież dla twojego sklepu może być kluczowy. Dobra krawcowa poradzi sobie z każdym problemem i pomoże zrealizować nawet najtrudniejsze życzenie klienta. Zainwestuj w marketing Musisz pamiętać, że rynek sukien ślubnych jest już mocno nasycony. Wiele zależy od miasta i regionu kraju, w którym chcesz rozpocząć działalność biznesową. Niewykluczone jednak, że niszą, która pozwoli ci przebić się z ofertą do klientów będzie Internet. Zainteresuj się możliwościami, które daje sieć. Po pierwsze przygotuj dobrą stronę internetową, a następnie zadbaj o jej marketing: przeprowadź sam lub zleć agencji działania SEO, a także efektywną kampanię Google Ads. Dzięki temu klienci poszukujący salonów z sukniami ślubnymi szybciej trafią na twoją ofertę. Nie zapomnij pozostawić na stronie dokładnych danych kontaktowych, w tym mapki Google z bezpośrednim przekierowaniem do nawigacji GPS. Salon sukien ślubnych – czy warto? Jak świat światem stoi, tak wesela i śluby będą się odbywać, a co za tym idzie Panny Młode będą poszukiwały sukien ślubnych skrojonych na swoją miarę. Twoja oferta może więc być odpowiedzią na ich potrzeby. Pamiętaj jednak, że oprócz początkowego kapitału, ważna jest też twoja determinacja w dążeniu do celu. Zwłaszcza pierwsze miesiące będą trudne i niestety nikt nie da ci gwarancji sukcesu. Co więcej, konkurencja będzie bacznie obserwować twoje działania. Jeśli jednak udanie przebrniesz przez ten czas, droga do spełnienia marzeń o własnym, ślubnym biznesie będzie otwarta! ul. Mikołowska 1740-067 Katowice tel. 662 446 156 e-mail: katowice@ (tekst i fot. mat. sponsora)
Salon Sukien Ślubnych i Wieczorowych Margaret. Galeria Podkowa Starzyńskiego 6, Słupsk. (10) Zapytaj o wolny termin. Pokaż galerie.
Otwarcie salonu sukien ślubnych nie jest obwarowane specjalnymi pozwoleniami czy licencjami. Dla tego biznesu ogromie ważne jest posiadanie (nie koniecznie w formie własności) lokalu o odpowiedniej powierzchni oraz lokalizacja w miejscu szczególnie chętnie uczęszczanym przez potencjalne klientki. Przed otwarciem działalności warto podpisać umowę z jednym z dystrybutorów sukien ślubnych. Być może uda nam się uzyskać towar z odroczonym terminem płatności. Jeżeli posiadamy doświadczenie w pracy jako pracownik salonu sukien, łatwiej będzie nam odpowiedzieć na pytanie, jakie marki są najbardziej poszukiwane, gdzie są dostępne oraz z jakimi kosztami to się wiąże. Zakup tylko niezbędnego minimum jakim jest kilkanaście sukien, wymagać będzie od nas zaangażowania gotówki w kwocie około 50 tys. zł. Pozostałe niezbędne inwestycje: zakup niezbędnych manekinów: 1000-2500 zł adaptacja lokalu: 4000-9000 zł meble: 3000-5000 zł Jeżeli lokal nie stanowi naszej własności, musimy liczyć się z miesięcznymi wydatkami na jego wynajem które zależną będą przede wszystkim od lokalizacji. Jak w każdym biznesie, tak i w przypadku salonu sukien sukces zależy w ogromnej mierze od zaangażowania właściciela, musi on znać specyfikę tej działalności gospodarczej. Jak już wspomnieliśmy najlepiej jeśli sam pracował w salonie co najmniej przez kilka lat. Warto wziąć pod uwagę także fakt że grupa osób które nie formalizują swoich związków stale rośnie, a to oznacza, że chętnych na naszą ofertę również nie przybywa. Aby zaistnieć na rynku musimy zadbać o naszą ekspozycję. Jeżeli mamy doświadczenie i poczucie dobrego smaku, potrafimy wyczuć potrzeby klientów i zmieniające się trendy nasze szanse na sukces znacząco wzrastają. Warto zastanowić się nad poszerzeniem oferty o szycie na wymiar, w dzisiejszych czasach sprzedaż gotowych sukien, czy akcesoriów ślubnych może okazać się mało konkrecyjna. Przygotowanie otwarcia Na wstępie aby zachęcić klientki do naszej oferty musimy wyeksponować nasze suknie, ważna będzie odpowiednia witryna i oczywiście atrakcyjne manekiny, przyciągające oko naszych przyszłych klientek. Ważne jest właściwa ekspozycja i odpowiednie podświetlenie prezentowanych sukien. Warto zainwestować w ogromne stylowe lustro tak aby potencjalna klientka miała możliwość obejrzenia się w wybranej sukni. Na starcie działalności, może udać nam się prowadzić sprzedaż samodzielnie bez zatrudniania pracowników. Już na wstępie warto nawiązać współpracę z profesjonalnym biurem rachunkowym. Warto skorzystać w tym celu z jakiejś wyszukiwarki księgowych . Dodatkowe usługi Planując otwarcie warto pomyśleć o nawiązaniu współpracy z dobrą krawcową, która będzie potrafiła szybko zareagować w przypadku konieczności, dokonania drobnych poprawek takich jak np. zwężenia sukienki. Ten biznes jak niemal każdy wymaga zaangażowania, skierowany jest do osób lubiących bezpośredni kontakt z klientem. Musimy na bieżąco śledzić trendy mody ślubnej i co szczególnie ważne potrafić doradzić taki fason, który podkreśli wszelkie zalety urody potencjalnej panny młodej. Musimy pamiętać że nie zawsze jest to proste zadanie. Naszą ofertę warto poszerzyć o inne kreacje nie koniecznie jedynie suknie ślubne, ale także suknie na poprawiny czy dla świadkowej, mogą stać się one dodatkowym źródłem przychodu. Możemy zająć się też pomocą w drukowaniu zaproszeń, oraz nawiązać współpracę z pracownią florystyczną. Wszystkie te usługi pomogą nawiązać nam relacje biznesowe które w przyszłości mogą przynieść liczne korzyści w postaci poleceń od firm współpracujących oraz zadowolonych klientek.
Tworzymy kolekcje nie tylko romantyczne, klasyczne ale również nowoczesne, przeznaczone dla kobiety wymagającej. Prezentujemy dwie linie ślubne Amy Love oraz White Code by Amy love. Amy Love adresowana jest do kobiet lubiących nutkę glamour oraz klasykę w nowocześniejszym wydaniu. Opracowaliśmy wewnętrzne gorsety sukni do perfekcji.
Szczypta elegancji, garść dobrego smaku, kropla aromatu wyjątkowości. To mógłby być początek przepisu na idealną suknię ślubną. I choć przyszłe panny młode często bezbłędnie potrafią opisać kreację, w której chciałyby pójść do ołtarza, to rzeczywistość płata im figla. Bo nie zawsze udaje się taką znaleźć w sklepie. Może zamiast szukać, warto zaprojektować ją samodzielnie?Brak czasu i zabieganie sprawiają, że coraz mniej kobiet ma możliwość godzinami poszukiwać suknię ślubną. Sklepy internetowe wychodzą przyszłym pannom młodym naprzeciw. Proponują nie tylko gotowe kreacje we wszystkich możliwych modelach i kolorach. W internecie pojawiają się strony internetowe, na których samodzielnie można zaprojektować wymarzoną sukienkę – bez wychodzenia z domu. Jedno kliknięcie wystarczy, by skierować zamówienie do wedle Twojego projektuZaprojektowanie własnej sukni okazuje się banalnie proste. Na stronie internetowej sklepu wystarczy wybrać odpowiedni model góry sukienki, dobrać styl dołu, następnie kolor, dopracować szczegóły, takie jak pas czy kokarda. Kolejnym krokiem jest podanie swoich wymiarów (obwód w biuście, obwód talii, długość od ramienia do talii itp.). Wykorzystanie konfiguratora nie tylko jest proste, ale może okazać się bardzo przyjemne. To zamawiający decyduje, jaki materiał ma być użyty przez krawcową i czy sukienka ma być wyszywana kamieniami albo być w pełni koronkowa.– Często dziewczyny zamawiają u nas sukienki na ślub cywilny, gdyż trudno jest im znaleźć sukienkę skromną, w kolorze białym lub ecru. Skarżą się, że rynek przesycony jest wielkimi sukniami, obsypanymi kryształkami, a na naszej stronie samodzielnie mogą zaprojektować kreację – mówi Marta Wiznerowicz, właścicielka firmy Place for Dress. – U nas nie dość, że wszystkie sukienki można zaprojektować w kolorach białych i ecru, to realizujemy zamówienia indywidualne na bardziej skomplikowane projekty. Szyjemy sukienki koronkowe, wyszywane kamieniami, z nietypowych tkanin. Staramy się spełniać wszystkie zachcianki naszych klientek – wydaje się być idealne dla pań o nietypowej budowie – za niskich, za wysokich, bardzo szczupłych czy puszystych, którym próżno szukać idealnej sukni w sklepach sieciowych. To także antidotum na zły nastrój tych z kobiet, które nie mogą w tradycyjnym sklepie dobrać sukienki, bowiem w innym rozmiarze noszą górę a w innym dół. Dzięki takim miejscom w internecie można zaprojektować kreację idealną – nie za długą i nie krótką, bezbłędnie dopasowaną w biuście. O ile tylko dobrze ściągniemy z siebie dla druhenZaprojektowanie i zakupienie sukienek druhen w sklepie internetowym także wydaje się łatwe. Nie trzeba zamawiać hurtowo jednego kroju, w którym nie każda druhna będzie czuła się swobodnie i prezentowała dobrze.– U nas można zamówić nieograniczoną ilość sukienek w takim samym kolorze, z tym samym motywem, lub po prostu w tej samej gamie kolorystycznej. Każda może mieć inny krój i dodatkowo zostanie uszyta na miarę na każdą z pań – bo przecież druhny różnią się od siebie nie tylko wymiarami – mówi Marta Wiznerowicz. – Można także zaprojektować samodzielnie sukienki dla dziewczynek rzucających kwiatki, tak, aby np. dodatki, jak pasek czy kokarda pasowały do wystroju lub sukienki panny młodej – wyjaśnia właścicielka Place for projekt na każdą kieszeńMożliwość zaprojektowania samodzielnie własnej sukni – zarówno na ślub cywilny jak kościelny lub po prostu na przyjęcie weselne – jest kusząca. Szczególnie dla tych kobiet, które na co dzień mają problem z dobraniem odzieży. Argumentem przygniatającym będzie fakt, że bez wychodzenia z domu, mając dostęp do internetu, możemy stworzyć kreację niepowtarzalną i oryginalną, tylko dla siebie i za przystępną cenę (gotową sukienka może być nasza za około 350 zł). Bowiem w konfiguratorze można skomponować aż 5 mln kombinacji. Spotkanie więc innej kobiety, w sukni jak nasza, wydaje się być Place for Dressfot. Place for Dressfot. Place for Dressfot. Place for Dress
ZOBACZ JAK! +48 733 663 633 Kontakt Suknie ślubne Oleśnica SuknieBoho - Salon sukien ślubnych ul. Olimpijska 25, 02-735 Warszawa, kontakt@suknieboho.pl, +48
prologHaleyLato 1996Heart’s Bend, TennesseePopołudniowy wiatr potargał drzewa oblepione letnią zielenią, przynosząc ze sobą zapach deszczu i popychając ku sobie złowieszcze czarne chmury, przypominające skaliste pasma górskie. Haley, trzymając w ręku wafelek z lodowym czekoladowo-waniliowym zawijasem, spojrzała w niebo i porzuciła rower na skraju parku Gardenia.– Tammy, będzie padać. Pośpiesz się! – Haley zerknęła przez ramię w stronę ich „fortu”, opuszczonego budynku, w którym dawniej mieścił się salon sukien się wiatr i basowy grzmot rozbrzmiał w parku. Haley zadrżała, podkurczając palce stóp w japonkach.– Tammy!– Zaraz! Jeszcze czekam na lody z od samego początku polubiła Tammy, która była najładniejszą dziewczyną w klasie.– To weź zwykłe czekoladowe. – Trzask pioruna przyklasnął propozycji Haley, dorzucając jeszcze liźnięcie błyskawicy dla bardziej dramatycznego efektu.– Ale ja lubię te z polewą.– stojąca przy budce z lodami, wzruszyła tylko ramionami. Z uśmiechem wyciągnęła rękę, kiedy Carter Adams w końcu podał jej gotowe lody przez okienko. Haley nie znosiła Cartera. Przyjaźnił się z jej najstarszym bratem, Aaronem, i za każdym razem, gdy przychodził do ich domu, droczył się z nią i znęcał nad nią, póki nie zaczynała do pokoju wpadała mama: – Haley, na litość boską, bądź cicho. Co tak wrzeszczysz?A czy Aaron kiedyś się za nią wstawił? Albo czy Carter przyznał się, że się nad nią znęcał? Oczywiście, że nie. Kiedy Haley dorośnie, będzie bronić innych. Pomagać ludziom. Wstawiać się za musi mieć pojęcie o samoobronie, kiedy ma czterech starszych braci. Byli w porządku, ale tylko wtedy, kiedy nie zachowywali się jak chłopcy.– Gdzie chcesz iść? – Tammy usiadła na ławce i kiwnęła na Haley, żeby do niej dołączyła. Jednocześnie ostrożnie zlizywała końcówką języka topniejące waniliowe lody, które wyciekały spod czekoladowej polewy. – Idziemy do ciebie? Możemy pograć w „Mario”.– Nie… już grałyśmy. A poza tym, teraz będzie tam jeden z moich braci. – Haley rzuciła okiem za siebie, na ich fort w starym salonie ślubnym. – A może pójdziemy do ciebie?Haley wolała schludny i cichy dom Easonów. Tammy była jedynaczką; miała więc go całkowicie do swojej dyspozycji, łącznie z własną łazienka! Haley musiała dzielić ją z dwa lata starszym Sethem i cztery lata starszym Willem, dlatego mama mówiła, że to łazienka Jasiów i Małgosi. Ale starczało w niej miejsca tylko dla dwóch Jasiów. Pewnego dnia Haley będzie bronić innych i będzie miała całą łazienkę dla siebie. Koniec kropka.– Twoi bracia są mili.– Mili? Pomieszkaj z nimi, a zobaczysz. – Haley zmarszczyła nos. – Są głośni i brzydko pachną. I to ich głowami zagrzmiało i spadło kilka kropel deszczu. W koszyku zawieszonym na rowerze Tammy zapiszczał pager.– To mama – powiedziała, walcząc z topniejącymi lodami, spływającymi po serwetce, w której trzymała wafelek. Sięgnęła po pager. – trójka. Trójka oznaczała: „Uważaj na siebie”. Z reguły pani Eason wysyłała jedynkę, która oznaczała: „Wracaj do domu”.Nad rozległym parkiem w centrum miasta i głównym placem Heart’s Bend zapadła ciemność. Wiatr przygnał ciężkie krople deszczu, a granatowe niebo nagle przeszyte zostało ostrzem poczuła dreszcze. – Schowajmy się lepiej w jakimś bezpiecznym miejscu. Mama będzie mnie później wypytywać.– Chcesz pójść do fortu? – Haley machnęła ręką, wskazując na opuszczony gdyby na jej sygnał niebiosa rozwarły się, wylewając z siebie hektolitry deszczu. Tammy upuściła lody; krzycząc i śmiejąc się porwała swój rower z chodnika.– Chodźmy!– Czekaj na mnie. – Haley, nadal trzymając wafelek w dłoni, wskoczyła na rower i popedałowała, ile sił w nogach, wzdłuż First Avenue. – Juhuuuuuuu! – pochyliła głowę, starając się osłonić przed kłującymi kroplami deszczu, które chłodziły jej rozgrzaną, lepką przez ulicę na czerwonym świetle i wjechała na krawężnik Blossom Street. Porzuciwszy rower w cieniu starego dębu, musnęła dłonią zwisający bluszcz i pognała za Tammy w kierunku werandy na tyłach zderzały się ze sobą, wypowiadając sobie wojnę, wymachując świetlnymi mieczami i skrapiając Heart’s Bend bitewnym potem. Dziewczęta wbiegły na werandę i padły jak długie na drewnianą zerwała się na równe nogi i zawisła na drzwiach, zahaczywszy przedramię o wątłą ramę drzwi z moskitierą.– Cha, cha, cha, teraz nas nie dopadniecie!– Chodź już, wejdźmy do środka! – Tammy w wiadomy sobie sposób poszarpała gałkę, poluzowując zamek tylnych drzwi, i wślizgnęła się do weszła za nią, zatrzymując się przy pomieszczeniu, które mama nazwałaby pokojem kredensowym. Gdy strzepnęła deszcz ze swoich prostych blond włosów, poczuła, że ogarnął ją spokój, który panował w sklepie. Mówił coś do Haley, coś, czego nie rozumiała, ale zdecydowanie czuła. Tak jak zawsze miała wrażenie, jakby znalazła się w nazywał to szóstym zmysłem. Cokolwiek to znaczyło. Haley wiedziała, że istnieje czas, przestrzeń i jeszcze coś, co jest poza widzialnym światem. Ta świadomość była elektryzująca. I jednocześnie przerażająca.– Patrz, nie chce się odczepić. – Tammy, śmiejąc się, machała dłonią przed twarzą Haley, starając się strzepnąć kawałek białej serwetki, który przykleił się do jej oderwała serwetkę od dłoni przyjaciółki i wcisnęła ją do kieszeni. Nie chciała tu śmiecić – w przeciwieństwie do tych, którzy próbowali otworzyć biznes w tym miejscu po zamknięciu salonu sukien ślubnych. Szkoda, straszna szkoda, że ludzie nie potrafili uszanować tego miejsca i wszystkiego, co ono miała dopiero dziesięć lat, ale znała już historie panien młodych, które przewinęły się przez ten sklep, opowieści o pannie Corze i o tym, ile dobrego ona zrobiła. Temu miejscu należał się szacunek.– Pobawmy się w panny młode. – Tammy wbiegła po szerokich, ciężkich schodach. Rzeźbiona i wijąca się poręcz przywodziła Haley na myśl wielki pałac. Tym właśnie był dawniej ten sklep dla Heart’s Bend i dla dziewcząt, które wychodziły za mąż. – Haley, tym razem ty będziesz panną młodą. Stań… tam i zejdź po schodach.– Na antresoli?– Tak, właśnie tam. – Tammy zlizała czekoladę z palców, po czym wytarła dłoń w szorty. – Przypomnij mi, skąd ty wiesz, że to się tak nazywa?– Mama o tym wspomniała, jak oglądałyśmy jakiś dokument. – Haley udała, że chrapie. Mama miała bzika na punkcie edukacji; wszystko, co robiła rodzina Morganów, musiało mieć walory „edukacyjne”. Do pewnego czasu nawet prezenty na Boże Narodzenie. Na szczęście tata położył kres obsesji mamy w czasie była lekarzem, a tata inżynierem. Siedzieli do późna w pracy, dlatego zatrudniali pokojówko-kucharkę Hildę i nianię Tess. Były w porządku, choć nieco zrzędliwe. Gdy Haley niedawno poprosiła, żeby któraś z nich pomogła jej upiec ciasto, wyrzuciły ją z domu.– Idź popływaj. W ogrodzie macie wielki basen, a wszyscy siedzicie w domu. Skandal, po prostu skandal. Za moich czasów…Opowieści Hildy o „jej czasach” zawsze sprawiały, że Haley i jej bracia wyparowywali z domu w wyglądała codzienność w domu Morganów. Tata i mama wracali każdego wieczoru na wspólną kolację, bo mama wyznawała zasadę, że członkowie rodziny powinni jadać razem. Ale przy posiłku musieli rozmawiać o czymś mądrym. Mama stale powtarzała: „Edukacja to podstawa”.Ale czy tylko? Równie ważne były noworoczne postanowienia. Kolejny straszak mamy. W sylwestrowy wieczór każdy musiał wyznaczyć sobie jakiś cel na kolejny rok. Zmuszała wszystkich, aby usiedli, zastanowili się i zapisali na kartce, co chcą osiągnąć. Tata jej przyklaskiwał. Więc nie można było się już z tego trzy ostatnie lata celem Haley było „dostać szczeniaka”. Ale jak dotąd nie miała ani jednego. Po co było to wyznaczanie celu, skoro rodzice nie pomagali jej go osiągnąć?– To jesteś tą panną młodą czy nie? – zapytała Tammy. – Ja byłam ostatnio. Teraz moja kolej, żeby być wbiegła po schodach. Wolałaby być właścicielką. – Dobra, ale za kogo wychodzę?– A za kogo chcesz?– Za nikogo. Mówiłam ci, chłopcy skrzywiła się. – To udawaj, że nie śmierdzą. To za kogo? – Pokręciła gałką drzwi do magazynu pod mansardowym oknem. Lubiły udawać, że w środku ukryte są suknie drzwi, jak zawsze, były do głowy przychodził tylko jeden chłopak, który nie działał jej na nerwy. Zerknęła na swoją przyjaciółkę stojącą w strumieniu światła wpadającego przez okna na antresoli. – To może za Cole’a Dannera?– Za Cole’a? – Tammy westchnęła ciężko, patrząc na nią z dezaprobatą i opierając rękę na biodrze. – On jest mój.– Ojej, przecież nie chcę go tak naprawdę. Tylko na niby. Jest najprzystojniejszy w klasie i z tego, co wiem, to najmniej śmierdzi.– Dobrze, skoro tylko na niby, to się zgadzam. Ale jak dorośniemy, to ja go zaklepuję.– Cole’a? A weź go sobie. Ja wyjdę za mąż dopiero, gdy już będę naprawdę stara. Gdy będę miała jakieś trzydzieści, a może nawet czterdzieści roześmiała się. – Ale obiecujesz, że będziesz moją druhną?– Obiecuję! – Haley dla swojej najlepszej przyjaciółki zrobiłaby ich głowami nadal słychać było odgłosy burzy. Ale ściany starego salonu ślubnego trwały Haley ze strony taty i jej przyjaciółka, pani Peabody, kupiły tu kiedyś swoje suknie ślubne. Mama poznała tatę – wówczas studenta politechniki – w Bostonie, podczas swoich studiów medycznych. Pobrali się w urzędzie. W przeciwnym razie mama także kupiłaby swoją suknię ślubną u panny tak Haley to sobie wyobrażała. Choć miała dopiero dziesięć lat, była bardzo przywiązana do i mama przeprowadzili się z powrotem do Heart’s Bend, kiedy Haley miała dwa lata. Chcieli być bliżej rodziny i uciec przed zimnem. Mama założyła tu swoją klinikę medycyny sportowej. Z tego, co Haley widziała, była całkiem sławna. Zjeżdżali się do niej sportowcy z różnych stron.– Musisz mieć welon. – Tammy chwyciła kawałek starej gazety, wygładziła go na podłodze i położyła na głowie śmiała się, robiąc uniki tak, że biało-czarny welon ciągle spadał jej z głowy. – Jeśli wrócę do domu z wszami, mama wpadnie w furię. – Przesunęła się nieco w stronę dwupiętrowych schodów. – Chodź, pomyszkujemy na górze. Może znajdziemy coś, co się nam piętro było strasznie zagracone; zastawione pudłami i starym sprzętem komputerowym. Tapety odłaziły ze ścian, podłoga była pokryta gnijącą wykładziną, a łazienka w wzdrygnęła się. – Ciarki mnie przechodzą. Wróćmy na Haley dostrzegła, że coś wystaje zza krawędzi wykładziny. Pochyliła się i opuszkami palców delikatnie wyciągnęła czarno-białą przykucnęła obok niej. – Hej, to jest panna Cora. Widziałam jej zdjęcie w gazecie.– Wiem. Pamiętam. – Haley spojrzała w górę, w stronę zawilgoconego mieszkania. – Myślisz, że tam mieszkała?– Mam nadzieję, że nie. zapatrzyła się w oczy kobiety, w których kryła się jakaś tajemnica, tęsknota. Dziewczynka poczuła w brzuchu dziwny skurcz. Przeszył ją dreszcz. Znów jej szósty zmysł dawał o sobie znać. Znowu poczuła coś, czego nie mogła zobaczyć.– Zobacz, klamerki. I kawałek tiulu. Z tego zrobimy ci welon. – Tammy trzymała w dłoniach znalezione skarby, stojąc przy regale na książki.– Udawajmy po prostu, że mam sukienkę i welon. – Haley nadal wpatrywała się w twarz ze zdjęcia. Panna Cora nie była zbyt ładna, ale miała życzliwą twarz i staromodną fryzurę, jak te na fotografiach babci. Z jej oczu biła ciekawość. I smutek. Tak, zdecydowanie o niej tyle dobrych rzeczy. Czy lubiła prowadzić salon sukien ślubnych? Czy – tak jak Haley – miała dużo braci? To na pewno jest powód do smutku. Czy była jedynaczką, tak jak Tammy?– Hal, chodź już, zanim mama każe mi wracać do grzmot jakby potwierdził wolę Tammy. Haley wcisnęła więc zdjęcie do kieszeni spodenek i zbiegła na dół.– Zmieniłam zdanie. Ty będziesz panną młodą. A ja będę właścicielką sklepu, panną Corą.– Panną Corą?– A czemu nie? Tak na niby. A skoro Cole ma być panem młodym, to lepiej, żebyś ty była panną młodą. Wyjdziesz za niego szybciej, niż ja kiedykolwiek wyjdę za wróciły na antresolę, Haley szybko weszła w swoją rolę, zbiegając po schodach do holu. – Och, dzień dobry, pani Eason. Pani córka właśnie przymierza welon. – Udała, że otwiera frontowe drzwi, które w rzeczywistości były zamknięte na cztery spusty. – Proszę z gracją przeszła się po antresoli, a potem powoli zaczęła schodzić po schodach, mrucząc marsz weselny. Haley zdmuchnęła sobie grzywkę z czoła. Rozgrzane powietrze w salonie sprawiało, że się pociła, a kurz oblepiał jej skórę.– Pani Eason, czyż ona nie jest piękna? – Haley przeskoczyła nieistniejącą linię i przyciskając dłonie do policzków, weszła w rolę matki Tammy. – Och, zaraz się rozpłaczę. Zaraz się rozpłaczę. – Powachlowała twarz dłońmi. – Kochanie, wyglądasz wprost przepięknie. Przecudownie…Tammy uformowała na głowie swój gazetowy welon, uniosła spódnicę nieistniejącej sukni i zaczęła szczebiotać, jak to nie może się już doczekać, by wyjść za Cole’a tylko to powiedziała, trzasnął piorun. Tak głośno i odważnie, że aż zatrzęsły się szyby w oknach. Tammy ze strachu padła w ramiona na podłogę, zataczając się ze śmiechu, rozkładając ręce na drewnianej, zniszczonej podłodze. Po chwili zapadła cisza, a Haley wpatrzyła się w wysoki sufit.– Może pewnego dnia kupimy ten sklep? – Wzięła Tammy za rękę. – Pójdziemy do college’u, a potem może wstąpimy do piechoty morskiej czy coś w tym stylu…– Piechota morska? Ja tam nie idę do żadnej piechoty – zaprotestowała Tammy. – Ale mogę poprowadzić z tobą ten sklep.– Tylko najpierw pozwiedzamy różne miejsca, poznamy ludzi, pojedziemy na Hawaje i dopiero potem kupimy sobie sklep.– Przyjaciółki na zawsze. – Tammy zahaczyła swój mały palec o palec Haley.– Przyjaciółki na zawsze.– Kiedyś tu wrócimy i salon będzie należał do nas.– Obiecuję.– błyskawicy znów złożyło pocałunek na frontowych oknach. Haley zerwała się i zaczęła biegać po sklepie, wrzeszcząc i uciekając przed Tammy, która próbowała ją najlepsze przyjaciółki zawsze mają wspólne marzenia. Chociaż marzenia mają kiedyś swój kres…Ale przyjaźń nigdy nie ustaje. A danego słowa nigdy się nie 1930Heart’s Bend, TennesseeTen poranek na pierwszy rzut oka nie różnił się niczym od innych. Cora poszła na tyły budynku, otworzyła kluczem drzwi do sklepu i jednym pstryknięciem włączyła dziś promienie wiosennego słońca przedzierające się przez korony drzew obudziły w niej nadzieję. Wzmagały to będzie zawiesiła sweter i kapelusz na haczykach w holu i weszła do małego salonu. Stanęła przy najbliższym oknie i odsunęła koronkową firankę. Jej wzrok powędrował w kierunku widocznej między drzewami rzeki Cumberland. Marzyła, by go dziś uwielbiała zapachy zieleni i kwitnących gardenii, tęskniła za panoramą rzeki niezasłoniętą wiosennym listowiem. Dzięki położeniu salonu na wzniesieniu z jego okien zimą rozciągał się widok sięgający wielu kilometrów. Zimowe dni, choć mroźne i szare, dzięki spustoszeniu, które czyniły roślinom, otwierały perspektywę na całą końcu przyszła wiosna… w przeciwieństwie do niego. Cora nie mogła się doczekać, by kątem oka zobaczyć go, jak maszeruje na swoich długich i szczupłych nogach od strony portu, śmiało wkracza w alejkę, wypełniając ją swoją szeroką posturą, burzą splątanych wokół twarzy blond włosów, w białej koszuli z podwiniętymi rękawami opinającymi jego muskularne wróć dziś do mnie.– Cora, to ty? – Z zamyślenia wyrwał ją huk zatrzaskujących się drzwi na tyłach sklepu.– Tu jestem. – Odelia, krawcowa i asystentka Cory, weszła, wpuszczając do sklepu powiew zimnego powietrza i roztaczając wokół siebie zapach cynamonu.– Przepraszam za spóźnienie. Czekałam, „aż mi się upiecze”. – Zaśmiała się, poprawiając ubrania, które trzymała w ręku. – „Aż mi się upiecze”… chodzi o bułeczki, rozumiesz? A niech mnie, powinnam występować w wodewilu. A tak naprawdę, to ten mój stary rzęch nie chciał odpalić, więc Lloyd musiał przywieźć mnie zajrzała jej przez ramię. – Mmm, pachną bosko. Nie ma pośpiechu. Wszyscy będą dopiero za godzinę. Mama jest już w drodze.– To dobrze. Twoja mama jest najlepszą hostessą. – Odelia zaniosła gorące bułeczki do pokoju kredensowego na parterze, gdzie mama trzymała serwis herbaciany i kawowy wraz z wypiekami z piekarni Havenów. Będzie musiała taktownie potraktować bułeczki Odelii. – Nawet twoja ciocia Jane skapitulowała i uznała wyższość pani Esmé jako hostessy. A teraz zostawię cię na chwilę i przyniosę resztę sukienek z wozu. Lloyd musi wracać, bo ma robotę na farmie i nie lubi, jak go zatrzymuję.– Pomogę ci. – Cora zeszła za Odelią po schodach, prosto na Blossom Street. – Dzień dobry, Lloyd.– Dzień dobry, Coro – Kiwnął głową w jej kierunku, a potem nasunął kapelusz na oczy i wręczył jej kilka sukni z wieszakami. – Mam robotę.– Już dobrze, dobrze. A jak myślisz, co my tu robimy cały dzień, gramy w pchełki? – Odelia oparła stopę o koło wozu i wspięła się, by odebrać suknie od swojego męża. – Nie przyciskaj ich tak do siebie, bo będą śmierdzieć końmi i świniami.– Odelio, możesz mi je podać. – Cora wyciągnęła ręce po kolejne trzy ta kobieta była zdolną krawcową i filarem salonu, pozostawała dla Cory zagadką. W połowie Irlandka, w połowie Indianka z plemienia Cherokee, pracowała ciężko jak koń pociągowy, a jednak miała gładką brązową skórę, która odejmowała jej lat. Mama dawała sobie rękę uciąć, że Odelia ma pod rozładowały suknie, Lloyd odjechał. Na odchodnym Odelia zawołała: – Przyjedź po mnie później, stary łysku, albo nie dostaniesz kolacji.– Przypomnij mi, jak długo jesteście małżeństwem? – zapytała Cora, podążając za swoją asystentką. Ciotka Jane ją znalazła. Zatrudniła ją w 1890 roku, kiedy po raz pierwszy otwarto salon.– Od czasów chrystusowych – odpowiedziała, przyglądając się jednej z białych atłasowych sukni. – Powieszę Lloyda, jeśli od tego jego starego koca coś się w promieniach słońca wpadających przez okna antresoli suknie wyglądały na nieskalane. Ich białe spódnice migotały, czyste i piękne. Nikt w Heart’s Bend nie potrafił tak sprawnie operować igłą i maszyną do szycia jak Odelia.– Przygotuję ekspozycję. – Cora ruszyła w dół po schodach. Wspaniała klatka schodowa z rzeźbionymi, błyszczącymi drewnianymi tralkami dzieliła sklep na dwie części: okazały salon po lewej stronie i mały salon po pokój Cora wystylizowała na salon w hollywoodzkim stylu, inspirując się filmami i czasopismami. Drewnianą podłogę wyłożyła pluszowym dywanem, a ściany tapetą w odważny świetle padającym z frontowego okna wystawowego ustawiła ozdobne krzesła wokół długiej, bogato rzeźbionej sofy z polerowanego drewna, obitej złotym, zdobionym materiałem. To tu sadzała swoje klientki wraz z ich matkami, babkami, siostrami, kuzynkami, przyjaciółkami, ciotkami i siostrzenicami. Tu czekały, aby ujrzeć pannę młodą, schodzącą po schodach w swojej sukni jeśli takie było życzenie panny młodej, po schodach schodziły razem z nią jej druhny, które prezentowały sukienki wizytowe. Raz na jakiś czas również ojcowie podnosili wrzawę, aby włączyć ich do towarzystwa. W końcu czyż to nie oni regulowali rachunki?W gablotkach w małym salonie klientki mogły znaleźć szeroki wybór welonów, rękawiczek, torebek, kopertówek, pończoch i wszystkiego, czego tylko dusza mogła zapragnąć. Na manekinach prezentowane były suknie ślubne oraz kreacje dla panny młodej na podróż poślubną. Nie brakowało także skromnej przystanęła na szczycie schodów. Co właściwie miała zrobić? Ach tak, wystawki w gablotach. I pobiec do piekarni po ciastka. Zamarła jednak przy drzwiach wejściowych, zerkając przez grawerowane szkło i nie będąc w stanie uspokoić burzy w swoim sercu. Mieszaniny pełnego napięcia wyczekiwania i gdzie jesteś?W swoim ostatnim liście pisał, że tej wiosny będzie pływał po rzece Cumberland. „Wypatruj mnie w marcu”. Był już jednak pierwszy tydzień kwietnia. Derenie już dawno zakwitły w parku Gardenia i wzdłuż First się, że został ranny albo podupadł na zdrowiu. Albo, co gorsze, jego łódź natrafiła na przeszkodę, zaczęła tonąć, a wartki prąd uwięził go pod powierzchnią wody.– A od kiedy to mamy czas na wystawanie przy oknie?Cora odwróciła się i zobaczyła swoją matkę, jak przechodzi przez mały salon, przyklepując włosy ręką i wygładzając przód spódnicy. – Sprawdzałam tylko temperaturę. – Cora zastukała palcem w chłodne szkło termometru. Szczęśliwy zbieg okoliczności.– Sprawdzasz temperaturę czy patrzysz na rzekę?Mama lubiła myśleć, że Cora nie ma przed nią tajemnic. Była przekonana, że potrafi wszystko z niej wyczytać.– Zanim pójdę do piekarni, ułożę towar w gablotkach. Czy mogłabyś otworzyć górne okna i wpuścić trochę świeżego powietrza? Kiedy przyjadą Dunlapowie, zrobi się duszno. Stawią się liczną grupą.– Wiesz dobrze, Coro, że wypatrywanie go przez okno nie przyspieszy jego przyjazdu. I nie zamieni go w mężczyznę, który dotrzymuje danego słowa. – Mama otworzyła okno obok drzwi.– Jesteś niesprawiedliwa. On dotrzymuje słowa.– Jeśli masz na myśli, że zmienia dane ci słowo, kiedy tylko mu się podoba, a potem wmawia ci, że tak musi być, to tak, zgodzę się z tobą. Wspominałaś coś o piekarni? W pokoju kredensowym widziałam tylko cynamonowe bułeczki Odelii.– Tak, gdy skończę przygotowywać wystawki w gablotkach, pójdę do piekarni Havensów. Zaparzyłabyś kawę i herbatę na pięć minut przed przyjściem Dunlopów?– Pomagałam w tym sklepie, zanim przyszłaś na świat. Wiem, kiedy zacząć przygotowywać kawę i herbatę. Nie wiem tylko, co mam zrobić z bułeczkami Odelii. Przysięgam, że ta kobieta potrafi z kępy suchej trawy uszyć piękną suknię, ale jej wypieki pozostawiają wiele do życzenia. Nic dziwnego, że Lloyd nigdy się nie stłumiła śmiech. – Ciii, mamo. Jeszcze cię usłyszy. Ale nie zaprzeczysz, że pachną wspaniale.– To prawda, ale już jej mówiłam, że jej słodkie bułeczki są twarde jak kamień. – Matka ruszyła w stronę schodów. – Prawda, Odelio?– Co takiego, Esmé?– Że na twoich wypiekach można sobie zęby połamać.– Powtarzasz mi to już od dwudziestu lat, a proszę, Lloydowi jak dotąd nic się nie stało.– Tylko, że on nigdy się nie uśmiecha. – Mama obróciła się do Cory i zakrywając usta dłonią, wyszeptała: – Bo już dawno nie ma zębów.– Mamo, przestań. – Cora stłumiła śmiech. – Nie tak mnie wychowałaś. Zachowuj się jak dobra chrześcijanka.– Ale mówienie prawdy to główna cecha dobrego chrześcijanina. – Matka otworzyła pozostałe okna. W wielkim salonie stojący na podłodze zegar z wahadłem wybił kolejną Cora musi się wziąć w garść. Wyciągnęła z dolnych szuflad głowy manekinów i przystroiła je welonami, układając długie tiule i oplatając je wokół polerowanego drewna. W grube sztuczne włosy kolejnych manekinów wpięła ozdobne na niebieskim aksamitnym materiale poukładała długie, jedwabne rękawiczki z perłowymi guzikami i zestaw perłowej miał gościć dziś ważną klientkę. Pannę Ruth Dunlap z Birmingham, panienkę z wyższych sfer. Salon sukien ślubnych wiele zawdzięczał jej rodzinie. Jej matka, pani Laurel Schroder Dunlap, urodzona i wychowana w Heart’s Bend, kupiła swoją suknię i wyprawę ślubną u cioci Jane w 1905 roku. Zapewne spodziewała się, że jej córka zostanie przyjęta po królewsku. I tak miało się Scott nauczyła się wszystkiego, co wiedziała o modzie ślubnej, w Mediolanie i Paryżu pod koniec lat osiemdziesiątych dziewiętnastego wieku i przywiozła tę wiedzę do rodzinnego Tennessee, gdy zmarła jej mama, babcia Scott. Kobiety z Heart’s Bend – żony farmerów, ludzi gór, o różnym kolorze skóry i byłe niewolnice – nigdy wcześniej nie widziały cudów, które ciotka Jane przywiozła ze sobą do dały się uwieść. Elegancja ciotki Jane sprawiła, że małomiasteczkowy sklep stał się legendą w samym środku Tennessee i w północnej Alabamie, dając początek niezwykłej lokalnej tradycji i stając się oczkiem w głowie mieszkańców Heart’s Bend.– Coro, wiem, że nie lubisz, jak wciskam nos w nie swoje sprawy… – zagadnęła mama, wracając do małego salonu – ale…– Masz rację, nie lubię. Nie jestem już dzieckiem. – Cora sprawdziła ostatnią gablotkę. Wszystko wydawało się w mamie uśmiech i ruszyła w kierunku antresoli, na której stało jej biurko. Przerzuciła papiery, odsuwając na bok duże pudło z listami. Zajmie się tym jutro, kiedy pani Dunlap wróci już do ruszyła za nią.– O to właśnie chodzi, że nie jesteś już dzieckiem. – Matka oparła się o krawędź biurka i pochyliła się nad Corą. – Kochanie, masz już trzydzieści lat. Ja w twoim wieku miałam już męża, dwójkę dzieci, a zanim skończyłam dwadzieścia osiem lat, zdążyłam zostać przewodniczącą Stowarzyszenia Równości na Rzecz Prawa Wyborczego w stanie Tennessee.– Coro, czy chciałabyś wybrać wcześniej jakiś welon dla panny Dunlap? – Odelia wychyliła się z szerokiego i długiego zaplecza. – Myślę też, że do jej sukni pasowałyby rękawiczki.– Ułożyłam welony i rękawiczki w gablotach w małym salonie. Będzie mogła sama coś wybrać podczas przymiarki Jane nie oszczędzała, zlecając architektowi z Nashville, Hugh Cathcartowi Thompsonowi, zaprojektowanie tego miejsca. Był to przykład architektury najwyższej gdzie można pracować i żyć. Ciotka Jane mieszkała nad swoim ukochanym sklepem przez trzydzieści lat, jednak Cora jeszcze się tam nie wprowadziła.– A co z sukienką na podróż poślubną? Coś niezobowiązującego? Mamy próbki z dzianinowej kolekcji Elsy Schiaparelli.– Tak, oczywiście. Wybierze sama. Możemy zamówić wszystko, co tylko będzie chciała. Dzianina jest nadal lubiła styl Schiaparelli. Projektantka miała świadomość, że kobiety są normalnymi ludźmi i potrzebują ubrań, w których będą mogły pracować.– Odelio, wesprzyj mnie. Powiedz Corze, żeby nie zamykała swojego serca. – Mama pogładziła ciemne włosy Cory. – Tylko o to proszę. Umów się z innym mężczyzną. Nie stój ciągle przy oknie, czekając wiecznie na tego swojego kapitana. Prowadzisz salon sukien ślubnych, a sama nie byłaś jeszcze panną młodą.– Dziękuję ci, mamo. Bez ciebie bym tego nie zauważyła. – Wszyscy w miasteczku rozmiarów Heart’s Bend zdążyli już się zorientować, że trzydziestoletnia właścicielka sklepu z sukniami ślubnymi nie jest zamężna. – Czy to nie ty zawsze mi powtarzałaś, że trzeba słuchać głosu serca?– Tak, ale nie spodziewałam się, że zaprowadzi cię to w ślepy zaułek. – Matka ruszyła w dół po schodach. – Dobrze, już nic nie mówię. Nie chcę, żeby Dunlapowie widzieli cię taką przygnębioną. Mam pójść po ciasteczka? Mam jeszcze czas, zanim zabiorę się za parzenie kawy i herbaty.– Nie, mamo. Mówiłam już, że ja pójdę. – Potrzebowała ucieczki, świeżego powietrza, przechadzki, by przewietrzyć głowę, przez chwilę rozmarzyć się, że on jest przy niej, uciec od wiecznie wtrącającej się cztery lata ich romantycznej znajomości Rufus St. Claire nigdy jej nie okłamał. Nigdy. Spóźniał się, spowalniany rozkładem kursów statków i prawami natury, które narzucała rzeka, ale zawsze dotrzymywał słowa i w końcu zjawiał się, krocząc First Avenue z szelmowskim uśmiechem, ramionami uginającymi się pod ciężarem prezentów i z pocałunkami, jeszcze słodszymi i bardziej namiętnymi niż przysuwał swoje jedwabiście gładkie usta do jej ucha i szeptał: Pewnego dnia za mnie drżąc na całym ciele, opadła na krzesło. Tęsknota za nim niemal sprawiała jej fizyczny ból. Aż do dzisiaj, przez całą zimę i wiosnę, miała się dobrze, karmiąc się jego listami. Nadszedł jednak kwiecień, a mężczyzna, którego kochała, nadal się nie z antresoli, na której ścianach wisiały trzy owalne lustra oprawione w czereśniowe drewno, gdzie ubierano i przystrajano dziewczęta, Cora w ogóle nie czuła się jak jedna z panien młodych, którym tak uwielbiała usługiwać. A tak bardzo chciała być na ich była małą dziewczynką, marzyła o swoim wyjątkowym dniu w salonie. O tym, żeby zejść po wspaniałych schodach przy akompaniamencie ochów i achów mamy i Odelii oraz swojej przyszłej teściowej – jeśli nadal żyła – jej rodziny i słodką herbatę i skubała maślane ciasteczko z cukrową posypką, nie mogąc doczekać się szczęścia, jakie przyniesie jej dzień z poczuciem, że jest pospolita, stara, że los o niej zapomniał. Ale on obiecał. I póki nic nie wskazywało na to, by mu nie wierzyć, szła za głosem serca i czekała.– Esmé, pomóż mi – powiedziała Odelia, wskazując na manekin. Usiłowała ubrać go w suknię, którą panna Dunlap wybrała podczas swojego pierwszego pobytu w salonie miesiąc temu. Jej wybór padł na suknię z szablonu czasopisma „Butterick”, więc Odelia użyła swoich czekała na chwilę, w której Ruth po raz pierwszy spojrzy na swoją suknię. Uwielbiała patrzeć wtedy na twarz panny młodej, która zawsze zdradzała jej myśli. To się dzieje naprawdę. Wychodzę za zegar wybił ósmą trzydzieści, Cora poprawiła poduszki na sofie w dużym salonie i upewniła się, że okna są odsłonięte. Sklep był gotowy na przyjęcie klientek.– Panna Dunlap padnie, jak to zobaczy – oznajmiła Cora, idąc w kierunku schodów. – Mamo, Odelio, idę do piekarni. Mamo, przypomnij mi, żebym włączyła gramofon, kiedy przyjadą Dunlapowie. – Ciotka Jane lubiła, gdy panny młode wchodziły do salonu przy akompaniamencie muzyki, Cora zaś chciała podtrzymać tę tradycję. Bo czyż miłość też nie była pieśnią, pieśnią najpiękniejszą ze wszystkich?Cora chwyciła kapelusz i sweter i schyliła głowę, wchodząc do pokoju toaletowego na parterze, aby upiąć kapelusz. Przystanęła na chwilę, wpatrując się w swoje lat. Miała trzydzieści lat. Nie była już dziewczyną. Nie była już nawet młodą kobietą. Ale dojrzałą kobietą, pracującą. Gdzie podziały się te lata? Gdzie podziała się jej młodość?Miała ukochanego w szkole średniej, Randa Davisa. Ale gdy wrócił do domu z wojny, ożenił się z Elizabeth dobrze im życzyła. Tak bardzo rozpaczała po śmierci swojego starszego brata Ernesta juniora w bitwie nad Sommą, że nie miała już siły, by tęsknić za twarz do lustra, delikatnie dotykając kącików oczu, skąd pojedyncza cienka linia znaczyła jej wrażenie, że liczba zawartych małżeństw w latach dwudziestych znacząco wzrosła. Wraz z Odelią i mamą miały pełne ręce roboty. Tylko jakoś nigdy z jej wierzyć, że działo się tak, bo czeka na Rufusa. Dobrze pamiętała chwilę, kiedy go zobaczyła po raz pierwszy… Wkroczył wtedy bez skrępowania do jej sklepu, aby osobiście dostarczyć towar. – Zostawiono to na „Wędrowcu”. Pomyślałem, że doręczę materiał na niej swoje błękitne spojrzenie i nigdy już nie odwrócił wzroku. Bez wahania dała się uwieść. Jego głos przyszpilił jej stopy do podłogi i pomimo wszelkich starań nie mogła wydusić z siebie ani szczęście zjawiła się ciotka Jane, pokazała mu, gdzie ma złożyć bele materiału, i przeprosiła za się od lustra i przygładziła włosy przystrzyżone „na boba”. Nie była piękną kobietą. Mama mawiała, że Cora jest przystojna. Była wysoka i szczupła. Miała sylwetkę nastoletniej dziewczyny, a nie dojrzałej, trzydziestoletniej kobiety. Ale starała się ubierać według najświeższej mody i dawała radę utrzymać swoją szczupłą figurę, nie uciekając się do palenia i stosowania wyszła z salonu głównym wyjściem i ruszyła w stronę centrum Heart’s Bend. Małe, acz bogate miasteczko ukryte w cieniu Nashville tętniło sklepów zamiatali chodniki przed swoimi małymi królestwami, krzycząc do siebie. Była jedną z nie spodziewał się, że w wyniku epidemii malarii pięć lat temu ciotka Jane umrze. Zdaniem władz epidemia została opanowana. Nikt, łącznie z krzepką ciotką Jane, się tego nie – nie bez dumy – przejęła po niej na ulicy przesycone było aromatem pieczonego chleba zmieszanym z kwaśnym odorem końskich odchodów. Rosie, klacz zaprzęgnięta do furmanki z mlekiem, chlastała ogonem gryzące ją minęła Blossom Street, zmierzając dalej First Avenue. Starała się nacieszyć pięknym dniem i zapomnieć o komentarzach mamy. Po drugiej stronie szerokiej alei, tuż przy wejściu do parku Gardenia zauważyła konstabla O’Shannona, który rozmawiał z postawnym mężczyzną w niebieskich obcisłych spodniach wpuszczonych w czarne oficerki i w luźnej koszuli z podwiniętymi rękawami. Wiatr rozwiewał jego złote Rufus! – krzyknęła, przyłożywszy złożone dłonie do ust. Zapomniała o zasadach przyzwoitości, o plotkarzach, którzy właśnie nadstawili uszu. – Kochanie! pobiegła aleją, wymijając przejeżdżający samochód. Kierowca zatrąbił, ale nic ją nie obchodziło. Jej Rufus wzmógł się, gdy tak biegła do niego z sercem przepełnionym poranne przeczucie nie zawiodło jej. Wrócił. Tak, jak mówił. – Rufusie, kochany! Jesteś.
. 371 219 149 149 439 236 359 108
jak otworzyć salon sukien ślubnych